Drogi pamiętniczku, dziś mnie kurwa wypoziomowali.
Rzecz narodziła się gdzieś w zamierzchłych początkach Lutego. Wtedy to w drodze do domu zawitałem do KFC, w celu nabycia Twistera, jako znaku mojego upadku i słabej silnej woli. W trakcie wyszło, że zostałem wylosowany i jeśli wypełnię jakąś ankietę na ich stronce, to dostanę drugiego Twistera. Pfff, ta, ok. Żarcie wziąłem, rachunek w portfel, wio na pociąg. Sprawa zamknięta.
Tak jakoś wyszło, że się w niedługim czasie lekko pochorowałem. W sumie nie wiązałem tego ze zjedzonym Twisterem, bo one chyba jeszcze nie są aż tak zjebane, żeby przeziębiać. Faktem jest, że zaległem we wyrku.
Prowadzę ewidencję wydatków w oparciu o rachunki, które zbieram. Choć mam wszystko czarno na białym, dalej nie mogę uwierzyć jak szybko i skutecznie potrafię przepierdalać kasę. Na L4 lekka nuda, bo ile można patrzeć na firmowego laptoka i wyobrażać sobie jego odpalenie. Portfel wziąłem w celach ewidencyjnych. Pech/traf chciał, że wpadł mi w łapy ten rachunek z KFC z adresem stronki, gdzie ankieta. Byłem w nastroju, zalogowałem się.
Lekko zawiedziony klikałem kolejne 'w skali od do...', aż wreszcie trafiłem na duży kwadrat, max 1600 znaków, gdzie była dopuszczona 'Wolna Amerykanka', gdzie miałem napisać co o nich myślę. Co też uczyniłem.
Nie oszczędzałem ich jakoś specjalnie. Nie pamiętam dobrze, ale chyba na kurwy poleciało. Żeby była jasność w jakim tonie pisałem, wyraźnie zaznaczyłem, że ziomuś z obsługi spoko gość, że zapierdala tam jak dobrze trenowana maszyna za psie pieniądze, że wkurwia mnie, kiedy tam jestem, a Ci ludzie zapieprzają z uśmiechem non stop za miskę ryżu, że mnie kurwica bierze jak o tym myślę. Zakończyłem stwierdzeniem, że powinni im lepiej płacić. Dodałem jeszcze, że mogę dorzucać extra złocisza do mojego Twistera, pod warunkiem, że cały zysk pójdzie na kasę dla tych pracowników. Dumny z siebie ankietę wysłałem, kod spisałem i wrzuciłem w portfel. Sprawa ponownie zamknięta.
L4 się skończyło, znów w pracy. Pech/traf chciał, że przy rutynowej ewidencji portfela trafiłem na ten kod. Nawet sobie zażartowałem na fejsidle, że od chujów ich tam zwyzywałem, a oni mi za to jeszcze Twistera dadzą. No i lus.
Po pracy, w drodze do domu zaszedłem na Twistera. Oczywiście okazało się, że muszę kupić zestaw, żeby owego Twistera otrzymać, ale, że to już była kwestia honoru, to zamówiłem drugiego Twistera w zestawie. Mogę zjeść dwa. Tragedii jeszcze nie ma. Widzę swojego chuja bez pomocy lustra i to nawet w stanie spoczynku. Mogę tyć. Zamówienie złożyłem, kod podałem, czekam.
Kod przechwyciła pani szefowa. Wklepała, rzuciła radosną formułkę i się do mnie uśmiecha. Kasjerka też się do mnie uśmiecha. Kasjer z kasy obok też się do mnie uśmiecha. Jakaś dupiszcza z plakatu reklamowego też się do mnie uśmiecha.
Westchnąłem smutno na myśl jak ich tu tresują i udałem się do okienka obok, w celu odbioru zamówienia.
- Dzień dobry panie Pawle.
- Dzień dobry.... zaraz kurwa, skąd Ty znasz moje imię?
- Tu wszyscy znają pana imię.
- ...
Drugi kasjer z doskoku.
- Panie Pawle, mamy pana ankietę wydrukowaną i przyczepioną na ścianie, o tu.
W tle, z daleka, z zaplecza.
- Twister dla pana Pawła!
Stoję. Muszę naprawdę głupio wyglądać z jedną górną wargą tylko. Dolna odpadła i gdzieś między butami leży. Jest mi kurewsko głupio, nie wiem co robić. Ja mogę bez problemu patrzeć w oczy typowi, co mi rodzinę wyzywa kilka pokoleń wstecz, mogę się przerzucać radośnie kurwami z każdym, ale to? No nie umiem. Latam oczami dookoła, byle tylko nie spotkać się spojrzeniem z radośnie rozdziawioną mordą chłopaka z obsługi.
- Oto pańskie zamówienie panie Pawle. Życzymy smacznego i miłego dnia!
Burknąłem ciche 'dziękuję' i spierdoliłem się schować na peronie. Pociąg na szczęście już czekał. Zamelinowałem się na siedzisku i wziąłem się za pożeranie owocu mojej myśli buntowniczej.
Zamiast drugiego Twistera dali mi dwa Longery. No kurwa.
Rzecz narodziła się gdzieś w zamierzchłych początkach Lutego. Wtedy to w drodze do domu zawitałem do KFC, w celu nabycia Twistera, jako znaku mojego upadku i słabej silnej woli. W trakcie wyszło, że zostałem wylosowany i jeśli wypełnię jakąś ankietę na ich stronce, to dostanę drugiego Twistera. Pfff, ta, ok. Żarcie wziąłem, rachunek w portfel, wio na pociąg. Sprawa zamknięta.
Tak jakoś wyszło, że się w niedługim czasie lekko pochorowałem. W sumie nie wiązałem tego ze zjedzonym Twisterem, bo one chyba jeszcze nie są aż tak zjebane, żeby przeziębiać. Faktem jest, że zaległem we wyrku.
Prowadzę ewidencję wydatków w oparciu o rachunki, które zbieram. Choć mam wszystko czarno na białym, dalej nie mogę uwierzyć jak szybko i skutecznie potrafię przepierdalać kasę. Na L4 lekka nuda, bo ile można patrzeć na firmowego laptoka i wyobrażać sobie jego odpalenie. Portfel wziąłem w celach ewidencyjnych. Pech/traf chciał, że wpadł mi w łapy ten rachunek z KFC z adresem stronki, gdzie ankieta. Byłem w nastroju, zalogowałem się.
Lekko zawiedziony klikałem kolejne 'w skali od do...', aż wreszcie trafiłem na duży kwadrat, max 1600 znaków, gdzie była dopuszczona 'Wolna Amerykanka', gdzie miałem napisać co o nich myślę. Co też uczyniłem.
Nie oszczędzałem ich jakoś specjalnie. Nie pamiętam dobrze, ale chyba na kurwy poleciało. Żeby była jasność w jakim tonie pisałem, wyraźnie zaznaczyłem, że ziomuś z obsługi spoko gość, że zapierdala tam jak dobrze trenowana maszyna za psie pieniądze, że wkurwia mnie, kiedy tam jestem, a Ci ludzie zapieprzają z uśmiechem non stop za miskę ryżu, że mnie kurwica bierze jak o tym myślę. Zakończyłem stwierdzeniem, że powinni im lepiej płacić. Dodałem jeszcze, że mogę dorzucać extra złocisza do mojego Twistera, pod warunkiem, że cały zysk pójdzie na kasę dla tych pracowników. Dumny z siebie ankietę wysłałem, kod spisałem i wrzuciłem w portfel. Sprawa ponownie zamknięta.
L4 się skończyło, znów w pracy. Pech/traf chciał, że przy rutynowej ewidencji portfela trafiłem na ten kod. Nawet sobie zażartowałem na fejsidle, że od chujów ich tam zwyzywałem, a oni mi za to jeszcze Twistera dadzą. No i lus.
Po pracy, w drodze do domu zaszedłem na Twistera. Oczywiście okazało się, że muszę kupić zestaw, żeby owego Twistera otrzymać, ale, że to już była kwestia honoru, to zamówiłem drugiego Twistera w zestawie. Mogę zjeść dwa. Tragedii jeszcze nie ma. Widzę swojego chuja bez pomocy lustra i to nawet w stanie spoczynku. Mogę tyć. Zamówienie złożyłem, kod podałem, czekam.
Kod przechwyciła pani szefowa. Wklepała, rzuciła radosną formułkę i się do mnie uśmiecha. Kasjerka też się do mnie uśmiecha. Kasjer z kasy obok też się do mnie uśmiecha. Jakaś dupiszcza z plakatu reklamowego też się do mnie uśmiecha.
Westchnąłem smutno na myśl jak ich tu tresują i udałem się do okienka obok, w celu odbioru zamówienia.
- Dzień dobry panie Pawle.
- Dzień dobry.... zaraz kurwa, skąd Ty znasz moje imię?
- Tu wszyscy znają pana imię.
- ...
Drugi kasjer z doskoku.
- Panie Pawle, mamy pana ankietę wydrukowaną i przyczepioną na ścianie, o tu.
W tle, z daleka, z zaplecza.
- Twister dla pana Pawła!
Stoję. Muszę naprawdę głupio wyglądać z jedną górną wargą tylko. Dolna odpadła i gdzieś między butami leży. Jest mi kurewsko głupio, nie wiem co robić. Ja mogę bez problemu patrzeć w oczy typowi, co mi rodzinę wyzywa kilka pokoleń wstecz, mogę się przerzucać radośnie kurwami z każdym, ale to? No nie umiem. Latam oczami dookoła, byle tylko nie spotkać się spojrzeniem z radośnie rozdziawioną mordą chłopaka z obsługi.
- Oto pańskie zamówienie panie Pawle. Życzymy smacznego i miłego dnia!
Burknąłem ciche 'dziękuję' i spierdoliłem się schować na peronie. Pociąg na szczęście już czekał. Zamelinowałem się na siedzisku i wziąłem się za pożeranie owocu mojej myśli buntowniczej.
Zamiast drugiego Twistera dali mi dwa Longery. No kurwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz