Leroy-Merlin, Kraków, Grudzień 2016.
Zaparkowałem, zbliżam się do wejścia, tak wyszło, że ramię w ramię z jakimś typem. Kątem oka jego twarz ogarnąłem. Wkurw i beznadzieja, wygląda jakby całe życie miał poniedziałek. Zatrzymał się nagle, wyraz upadku jeszcze się pogłębił. Zawrócił, widać coś zapomniał zabrać z auta. Tak mi jakoś zeszło na obczajeniu pana, że na odruchu obejrzałem się zobaczyć co też takiego zapomniał.
Paczam i wychodzi mi, że żony zapomniał.
Na siedzeniu pasażera siedzi pani. Witkami wymachuje, klamkuje jak najęta, złość okrutna. Nic nie słychać, znaczy dobrze auto wytłumione, solidne.
Typ otworzył auto pilotem, ale nie zatrzymał się, dalej zmierzał wprost do kaźni. Biorąc pod uwagę, że pani, zamiast wysiadać, dalej tam się w środku produkowała, znaczy numer mają ograny.
Otworzył jej drzwi i było tak, jakby ktoś włączył głośność na pilocie. Wytoczyła się z fury, a gęba jej się nie zamykała, napierdalała na tego biedaka bez litości, aż mnie bolało. Typ nic, dalej ten zacięty poniedziałek na ryju i w ciszy niesie swój krzyż.
Niektórzy mają w życiu ciężko. Szanuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz