6, budzik dzwoni, zwlekam z wyra i od razu schodzę na dół. Najpierw karmienie i sranie psów, potem dopiero ja.
Odruchowo rzucam zaspanym okiem przez okno.Szyba auta czysta, dziś bez przymrozków.
To jest moment, w którym czas przyspieszył. Szybko się ogarnąłem, śniadanko dla rodzinki i już jestem w garażu.W ciuszki się zmieściłem, co nie było takie oczywiste. Odpaliła od strzała, bo przecież cieplutki garaż, do tego regularnie przepalana, no bo czemu nie.
Cieplutko wchuj, nawet zimowych rękawic nie wyciągałem.
Lubię ten pierwszy przelot w sezonie. Przyspieszenie powala, rozbujać to ledwie do setki i ma się wrażenie, że zagina się przestrzeń. Ruch umiarkowany, bez spinki, delikatnie, bo miejscami trochę lodu jeszcze.
Wpadłem do Krakowa, tu już znacznie lepiej, bo autka w korkach grzeją i nawierzchnia cieplejsza. Cała Opolska w korku przeleciana w zasadzie z dotykanie ziemi tylko na światłach, potem wpadłem na aleje i tu stałem się ofiarą własnej euforii. Na wysokości Akademii Rolniczej czerwone zatrzymało ruch, w efekcie na zielonym wystrzeliłem z PP i miałem całe aleje dla siebie, aż do Rakowieckiego. Leciałem lajtowo, ciesząc się wolnością od pociągu, to był właśnie ten moment chwilowo opuszczonej gardy. Dolatywałem do skrzyżowania, gdzie właśnie zapaliła się pomarańcza. Ten moment, kiedy wiesz, że jak odkręcisz, to przelecisz jeszcze przed maliną, z drugiej strony mocniejsze hamowanie pozwoli ci się zatrzymać.
Mocniejsze hamowanie, w Styczniu.
Zerwało mi tył w prawo, zareagowałem na to śmiechem w kasku 'łohoho'. Chwile leciałem bokiem jak żużlowiec, ciesząc się tym jak dziecko. Kto trochę po błocie latał, ten wie, że zryw tyłu tylko humor poprawia. Sprzęgło, balans ciała, wyrównało, ale za szybko odpuściłem mu sprzęgłem i za wolno wracałem tłustym dupskiem, więc teraz dupa uciekła mi w lewą stronę. W kasku 'łohoho' ton wyżej. Tym razem pociągnąłem go na sprzęgle znacznie dłużej, ale znowu nie zbijałem biegów, więc do życia mi wrócił z lekkim szarpnięciem.
Ludzie się patrzyli jak na debila, a ja tam w kasku bananiłem okrutnie.
Do fabryki doleciałem już bez kolejnych przygód. Na miejscu obejrzałem tylnego papcia. Okazało się, że zamknięty z obu stron. W tym sezonie nad wyraz szybko.
Kurwa jak dobrze.
Odruchowo rzucam zaspanym okiem przez okno.Szyba auta czysta, dziś bez przymrozków.
To jest moment, w którym czas przyspieszył. Szybko się ogarnąłem, śniadanko dla rodzinki i już jestem w garażu.W ciuszki się zmieściłem, co nie było takie oczywiste. Odpaliła od strzała, bo przecież cieplutki garaż, do tego regularnie przepalana, no bo czemu nie.
Cieplutko wchuj, nawet zimowych rękawic nie wyciągałem.
Lubię ten pierwszy przelot w sezonie. Przyspieszenie powala, rozbujać to ledwie do setki i ma się wrażenie, że zagina się przestrzeń. Ruch umiarkowany, bez spinki, delikatnie, bo miejscami trochę lodu jeszcze.
Wpadłem do Krakowa, tu już znacznie lepiej, bo autka w korkach grzeją i nawierzchnia cieplejsza. Cała Opolska w korku przeleciana w zasadzie z dotykanie ziemi tylko na światłach, potem wpadłem na aleje i tu stałem się ofiarą własnej euforii. Na wysokości Akademii Rolniczej czerwone zatrzymało ruch, w efekcie na zielonym wystrzeliłem z PP i miałem całe aleje dla siebie, aż do Rakowieckiego. Leciałem lajtowo, ciesząc się wolnością od pociągu, to był właśnie ten moment chwilowo opuszczonej gardy. Dolatywałem do skrzyżowania, gdzie właśnie zapaliła się pomarańcza. Ten moment, kiedy wiesz, że jak odkręcisz, to przelecisz jeszcze przed maliną, z drugiej strony mocniejsze hamowanie pozwoli ci się zatrzymać.
Mocniejsze hamowanie, w Styczniu.
Zerwało mi tył w prawo, zareagowałem na to śmiechem w kasku 'łohoho'. Chwile leciałem bokiem jak żużlowiec, ciesząc się tym jak dziecko. Kto trochę po błocie latał, ten wie, że zryw tyłu tylko humor poprawia. Sprzęgło, balans ciała, wyrównało, ale za szybko odpuściłem mu sprzęgłem i za wolno wracałem tłustym dupskiem, więc teraz dupa uciekła mi w lewą stronę. W kasku 'łohoho' ton wyżej. Tym razem pociągnąłem go na sprzęgle znacznie dłużej, ale znowu nie zbijałem biegów, więc do życia mi wrócił z lekkim szarpnięciem.
Ludzie się patrzyli jak na debila, a ja tam w kasku bananiłem okrutnie.
Do fabryki doleciałem już bez kolejnych przygód. Na miejscu obejrzałem tylnego papcia. Okazało się, że zamknięty z obu stron. W tym sezonie nad wyraz szybko.
Kurwa jak dobrze.
Musze w koncu nazbierac hajsow na ten kurs crossowy.
OdpowiedzUsuńJa bym sie pewnie koncertowo wyjebal