poniedziałek, 9 marca 2015

MOTO - To dziś

Dzień zacząłem o 4:11 od przyjęcia kopa na twarz.
Gwiazda wchodzi w posiadanie pierwszych zębów, co przekłada się na pewne niedogodności, co przekłada się na bezsenne noce dla rodziców. Luzik. Nie miało to żadnego znaczenia, bo dziś był ten dzień.

Nie chwaliłem się prawie nikomu, a na pewno nie wprost. Zastosowałem sprawdzoną metodę haro-poterską. W poniedziałek mam sam wiesz co. Chyba się udało, śniegiem nie zajebało.

Nie podniecałem się jak jakiś pojeb. Nie złapałem kasku i kluczyków i nie poleciałem do garażu o 4 rano. Cierpliwość dziś była po mojej stronie. Do 6 rano dawałem się deptać i taranować Młodej. Wstałem, psy i koty ogarnąłem, śniadanie dla J, prysznic jakiś, wreszcie wziąłem się za przygotowania. Z pawlacza wytargałem syberyjskie kombi (Kubuś <3), wstawiłem na miejsce ochraniacze, wytargałem buty, żółwika, kominiarkę, gejownik, w którym znalazłem dokumenty. Następnie wyciągnąłem ciemną szybę i zmyłem robactwo z zeszłego sezonu. Pinloka nie wpinałem. W tym modelu się nie sprawdza. Haruje przy każdym otwieraniu, w efekcie traci przyczepność w połowie sezonu i jeśli wilgoć się dostanie to robią się na szybie jakieś dziwne odparzenia. Zarżnąłem już tak chyba 3 szyby.
Szyba musi być ciemna, inaczej się nie da. Dom mam na zachodzie Krakowa. Rano wyjeżdżam i mam słońce prosto w pysk, natomiast wracając popołudniu słońce mam dla odmiany prosto w pysk. Niskie wczesnowiosenne słońce na twarz bez ciemnej szyby sprawia ból głowy po paru minutach.

Ubrałem się cały, dwukrotnie sprawdziłem, czy zabrałem takie drobnostki jak portfel, spodnie i buty na zmianę czy kartę wstępu do firmy. Wszystko było na swoim miejscu. Udałem się do garażu.

Niunia stała, wiernie czekając, nieco zakurzona i upierdolona po zimowych porządkach w garażu. Obszedłem dookoła i z troską popatrzyłem na małe rdzawe plamki na łańcuchu. Wpadłem na genialny pomysł i zimnym smarem spryskałem po zimnym łańcuchu tuż przed jazdą.

Pod koniec zeszłego sezonu ujechałem się, żeby przyłączyć dodatkowy kaloryfer w garażu. Sam tego dokonałem i tylko raz przy tym zalałem dom. Teraz procentowało. Garaż był suchy i cieplutki, natomiast niunia odpaliła od strzała. Nie, żebym jej regularnie w zimie nie przepalał, natomiast nie bawiłem się w wyciąganie akumulatora na zimę. Niemożność przepalenia niuni teraz-zaraz jakoś mnie niepokoiła.

Założyłem żółwia, kominiarkę, na to kurtkę i zimowe rękawice. Wbiłem hełm na łeb, wyturlałem niunią, garaż zamknąłem i pojechałem.

Przez wiochy na lajcie, przyzwyczajam się. Bez spiny koło szkoły, trochę mocniej pod górkę, żeby jej dać popracować, następnie blokada tyłu i lekki ślizg z górki do znaku STOP przy skręcie w Rudawie. Taki test przyczepności.

Na wiadukt w Rudawie wjechałem dokładnie o 7:25, właśnie pod nim przejeżdżał osobowy pełny kaszlących i kichających, przemieszanych z idiotkami, które trajkocą całą drogę. To nie był przypadek. Doleciałem do 79tki. Zaczynamy.

Tylko spokojnie, tylko spokojnie Paweł. Nie łudź się tymi namiastkami przyczepności. To się nie klei. Powtarzaj sobie w głowie, że trzeba spokojnie. Nie ma nic gorszego, niż odkręcenie w takiej chwili z tym złudnym przekonaniem: 'no kurwa, no co się niby może stać?'.
Delikatnie, bez spinki, nie spieszymy się.
Kochanów, bez rewelacji. Niunia idzie ładnie, żadnych głupot. Z ciekawostek, na przystanku tajniacy trzepali busa. Jakiś 20-letni trup, z którego wysypało się no chyba milion ludzi. Gdyby tam ustawić czekistę, odpowiedzialnego za pakowanie ludzi do wagonów bydlęcych w drodze na Sybir, no powiem, że chyba by pokiwał głową z uznaniem. Poleciałem dalej.

W Zabierzowie mały koreczek, nic specjalnego. Pierwszy i nie ostatni w tym sezonie  buc, który jedzie kołami po linii środkowej, a lusterka nie używa nawet w łazience. Jak to mawia mój kochany tatuś, 'kto się chujem urodził, skowronkiem nie umrze'. Poturlałem grzecznie i przy nadarzającej się okazji łyknąłem buca z usunięciem tego ze wspomnień.

Oes Zabierzów-Balice. Paweł, spokojnie. Jedź kurwa swoje. Jest dokładnie -2,7, nawierzchnia też na małym minusie, nie odpierdalaj maniany.

Korek przy krzyżówce Balice zupełnie mnie nie obszedł. Leciałem grzecznie środkiem, ludzie ustępowali, jak dziękowałem, wszystko cacy. Parę razy ciut mocniej jak się ciężarówka trafiła. Niunia reagowała na manetę wzorowo.

Dojechałem w końcu do krzyżówki. Przytulony do TIRa przebiłem się przez krzyżówkę i wypadłem na obwodnicę.
Tego mi było trzeba! W komin, w podłogę, do odcięcia! Napierdalamy! No kurwa, no co się niby może stać?!
Widać było, że niunia też tego potrzebowała. Dwójkę z przodu osiągnęliśmy bardzo szybko. Ruch był umiarkowany, było miejsce. Ani się obejrzeliśmy, a już był zjazd z obwodnicy. Smutno trochę. Może by tak dziś przyjechać do pracy od strony Wieliczki? Nie no, mimo wszystko jadę dziś na przegląd. Bez przesady.

Po zjeździe z obwodnicy mała niespodzianka. Wzięli i stacje benzynową postawili. Stacja jak stacja, ale przy okazji tam asfalt zrobili. Ten asfalt zapisał się w moim sercu dużymi zgłoskami. Tam były tak wyjebane koleiny, że kiedyś, jeszcze za czasów GSa, wystrzeliło mnie tak na Małysza, że telemarkiem lądowałem na poboczu przeciwnego pasa, z ładnie dociążonym tyłem z powodu pełnych spodni.

Józefa to już klasyka tematu. Żabkowanie. Na moście Zwierzynieckim samolocik, na testowym pierwsze, delikatne, nieśmiałe złożenie. Na Monte Casino środkiem bez szaleństw. Potem Dietla, Sebastiana, Gertrudy i wbijam w Starowiślną. Spokojnie bez obrotów ostatnie 100 metrów.

I kurwa zonk. Jakaś niedorobiona pizda z czarnym sedesem peżota zaparkowała w poprzek. No kurwa staną w poprzek. Przecież tam trzy moto z palcem wchodzą. Eh.

Zjechałem od tyłu, polazłem do firmy, przebrałem się, po czym zszedłem na dół i przykleiłem do sedesa kartkę z uprzejmą prośbą o nie robienie wiochy. Uprzejmie.

I to by było w sumie na tyle. Około 12 polecę do serwisu. Dobry start,  


2 komentarze:

  1. Eh, pozazdroscic. Ja jeszcze ze 2 weekendy spedze w garazu zeby poskladac Hanie do kupy. Najgorzej ze kolektory sie maluja, nawet nie mam jak odsluchac Remusa

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać jak jej posłucham.

    OdpowiedzUsuń