IKEA, wyjeżdżamy z parkingu.
W Krakowie jest parking taki sprytny, znaczy alejek, tych najbardziej z prawej, może się włączyć tylko w prawo. Wiadomo, że pewne przepisy w tym kraju działają tylko poprzez przymus fizyczny, znaczy pasy oddzielone przeszkodą.
Tak się złożyło, że my chcieliśmy w lewo. Plan prosty, skręcić w prawo, wrócić na parking i włączyć się do głównej z alejki bardziej na lewo. Proste.
Spojrzałem w lewo, pusto, zacząłem włączać się do ruchu... i w tym momencie hampel w podłogę.
Czarna lub ciemna Insygnia, pewnie przedstawicielska. Typ się włączał ze skrajnie prawego, ale też chciał w lewo, ale uznał, że chuj w dupę przepisom, on tu i teraz nakurwia w lewo i zrobi to bardzo szybko, żeby nikt nie zobaczył.
Gdybym tym łbem z przyzwyczajenia nie obrócił w prawo, rzucić okiem gdzie mam zamiar jechać, tak by we mnie przypierdolił jak złoto. Równo z hamulcem wcisnąłem klakson.
Skurwiel miał jeszcze czelność coś tam do mnie pyszczyć i w zasadzie to mnie wkurwiło najbardziej. On nawet nie uznawał swojego zachowania za naganne, on jeszcze mnie kurwa pouczać chciał. No jebany. To są te chwile, kiedy cieszysz się, że to facet i marzysz tylko, żeby wytargać go z tego jego firmowego auta i rozpierdolić go w drobny mak na trawniku. Przewrócić, siąść na nim i okładać go po ryju, ze świadomością, że to i tak nic nie da. Kurwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz