sobota, 23 maja 2020

MOTO - Karma

Tydzień temu Simin się żenił, wtedy też zesrała się Niunia. Spędziła tydzień w Zgierzu i dostała nowy kosz sprzęgłowy. Trzeba było ją odebrać.
Sobota, 8.30 rano start, GSR Dady chce figlować, a ja się na to zgadzam. Do Jaworzna szybciutko, za Jaworznem S1 i są momenty smakowite, na ostatniej stacji przed remontami przezorne zalewanie, potem od Częstochowy do Piotrkowa gnicie za TIRami na remontach, dalej pyta, zalewanie i podły hot dog pod Łodzią, po drodze spot z Lukim i już razem do Dady. Oddajemy GSR, pojawia się Valdi puszką, przez co omija mnie wątpliwa przyjemność jazdy na plecach Lukiego. Lecimy na kwadrat rodziców Valdiego. Na miejscu jest Dosia, są rodzice Valdiego, przeurocza mama zaprasza na obiad i w tym momencie żałuje zjedzenia podłej chabaniny na stacji, ale to już ten wiek, kiedy nie mogę wciągać kiedy chce. Niunia odebrana, szybkie pożegnanie i jeszcze z Lukim przecinamy całą Łódź w sposób barbarzyński, co sprawia nam niejaką przyjemność. Na wylocie się żegnamy i każdy w swoją. Jest sobota, 14, do tego momentu dzień przebiega wyśmienicie. A teraz do rzeczy.
Jak pisałem w zeszłym tygodniu, A1 remontami stoi. Pamiętałem, żeby zalać się na wylocie z Łodzi, tak jak tydzień wcześniej GSR. Pech chciał, że w A1 włączyłem się już za tym miejscem. Nalotu miałem coś ponad 30km, więc uznałem, że do zrobienia, tym bardziej, że przy spokojnej jeździe rezerwa odpala się przy 190-200 nalecianych, także powinno się udać bez problemu.
Przy spokojnej jeździe.
Żebrak mi pomachał przy 153. Rekord jest przy 126, jak rok wcześniej z Mojżeszem lecieliśmy z Kozienic, no ale wtedy nie braliśmy jeńców. No dobra, trzeba zacząć oszczędzać.
Zawsze mnie ciekawiło ile moja Niunia zrobi na rezerwie i teraz już wiem. 49 km kilometrów, przy utrzymywaniu 6-6,5k obrotów.
Zatrzymała się niespełna kilometr od miejsca, gdzie tydzień wcześniej spotkałem ziomusia, któremu zabrakło beny. Symbolika jak w mordę. Nic to, pchamy.
Pchałem ją cały ten kilometr i wiedziałem, że z tamtego miejsca na stacje jest coś w okolicach 4 kilometrów. Nie zrażałem się, bo w zasadzie wszystko mi sprzyjało. Miałem nowe buty, które zaczynały mnie obcierać do krwi, a deszcz już powoli zaczynał padać. Nikt się nie zatrzymywał, minęło mnie nawet jedno moto, a jeden kierownik puszki nawet popukał się w czoło. Zastanawiałem się trochę, tak sobie pchając, bo dałbym głowę, że po drodze miała być jedna otwarta stacja. Orlen, gdzieś pomiędzy Radomskiem i Częstochową. W sumie od Radomska lekko padało i jednym momencie dojebało mocniej, pewnie właśnie kiedy mijałem tą stacje i w strugach deszczu nie zauważyłem. No tak, chuj mi w dupę.
Dopchałem do miejsca postoju z zeszłego tygodniu, strzeliłem sobie słitfocie, pochwaliłem się Grubemu i ogólnie chwile postanowiłem odpocząć. Przez chwile nawet sobie myślałem, że Karma powinna zadziałać. Tydzień temu ja się tu komuś zatrzymałem i pomogłem, mógłby się ktoś zatrzymać i mnie. Nic z tego.
Im starszy tym głupszy
Pozbierałem się do kupy, zacisnąłem zęby, co by wytrzymać te pierwsze kilka kroków z odciskami, po czym żwawo ruszyłem przed siebie. Przeszedłem może 200 metrów wszystkiego, kiedy przede mną zatrzymała się najnowsza beta piątka, w jakimś ślicznym szarym macie, na szwajcarskich numerach. Od strony pasażera wychyliła się śliczniutka buzia z zapytaniem. Wyłożyłem sprawę, chwila rozmowy, Niunia zostawiona na poboczu i już lecimy na pobliską stację. Znałem drogę. Ha, karma zadziałała z dwustumetrowym opóźnieniem.
Okazało się, że parka jechała ze Szwajcarii do rodziny w Polszy. W zasadzie byli już kilka kilometrów od celu, kiedy mnie ujrzeli. Zawrócili i podjechali do mnie. Oboje motocykliści. Kolega pochwalił się S1000 RR golasem i w tym momencie zacząłem mieć pewne podejrzenia co do ulubionej marki szanownego kolegi, koleżanka natomiast drugi sezon na MT07. Do stacji dojechaliśmy szybciutko. Niestety, mieli tylko kanistry 10 litrowe, co by się zgadzało, bo tydzień wcześniej brałem ostatnią piątkę. Zalałem, nowi znajomi spalili szluga, pogadaliśmy chwilę, pokazałem im fotkę z zeszłotygodniowej akcji i śmiechom nie było końca. Wróciliśmy do Niuni, stała tam gdzie ją zostawiłem, cyknęliśmy fotkę i każdy ruszył w swoją stronę.
Karma

Więcej do Łodzi nie jadę.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz