poniedziałek, 5 stycznia 2015

MOTO - Przepalić trzeba

- miśku, śnieg stopiło... i ciepło tak, tak wiesz, na plusie przecież...
- yhm
- kochanie, bo wiesz, takie przepalanie to nie do końca aż takie dobre...
- ehe
- i najdroższa, w zimie trzeba mieć pełny bak cały czas jak stoi, a ona na tym przepalaniu to na pewno dużo pali...
- yhm
- no dolać trzeba... no przecież nie będę z kanistra dolewał jak jakiś pedał, no...
- hrr
- i pomyślałem, że przewietrzę...
- aha
- no tyle co do stacji przecież, chwilkę mnie nie będzie...
- yhm
- co myślisz? Misiowa? Halo?
- co? a jedź se gdzie chcesz.
- !!!


Ha! Na stacje tylko, ale przecież nie powiedziałem na którą. Hehe, geniusz zła.

Pomyślmy. Do Krzeszowic najbliżej, w Trzebini na rafinerii leją dobrą wachę, a Kraków to tetris. Do Krzeszowic za blisko, na tetris brak obycia, więc zostaje Trzebinia. Teraz pytanie, przez Olkusz czy Alwernię. Nic to, start w tą samą stronę, decyzję podejmę później.

Pozbierałem graty i zacząłem się ubierać. Okazało się, że do syberyjskiego kombi nie wpakowałem ochraniaczy po ostatnim czyszczeniu, więc skóra zostaje. Niby mógłbym te ochraniacze włożyć, ale to mi opóźni wyjazd o dobre trzy minuty. Niedopuszczalne. Wbiłem się w skórę, nie bez problemów, bo zimowo-po-świąteczny tłuszczyk swoje zrobił.

Wyturlałem się na zewnątrz. Z początku myślałem, że to skowronki śpiewają, ale to byłem ja. +3, sucho prawie, idealne warunki przecież. Pozwoliłem się niuni zagrzać chwilę, przeturlałem ją przez resztki śniegu na podwórku i już gotowy do drogi.

Powolutku dotoczyłem się do 79tki. Tańczył przy każdym przyspieszeniu, ale w sumie po pięciu minutach zagrzał się, a i mi w łapie czucie wróciło. Polecieli.

Łosz... chyba przesadzam. Niby pusto, niby prosto, ale zapierdalam jak debil jakiś. Podnieciłem się jak smark na R1 i kręcę w opór, bo się da. Krajobraz przemyka tak szybko, wszystko się dzieje tak dynamicznie, chyba z dwie paki już idę. Rzucę okiem w zegar.

102km/h.
No tak.

Jeszcze nie zrobiłem 10km, a już czuję każdy jeden element w kombiaku, gdzie zamiast skóry jest elastyczny materiał naciągający. Pizga pod kolanami, pizga na łokciach. Dobrze, że kazałem naszyć skórę na szwie na jajach, bo było niemiłosiernie. Czy aby na pewno do Trzebini chcę jechać? Dobra, do Krzeszowic mi wystarczy.

Doleciałem, zatańczyłem, do domu wróciłem. Ledwie jakieś 20km, ale dzięki temu zrozumiałem jedną rzecz. To nie były hemoroidy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz