poniedziałek, 25 kwietnia 2016

MOTO - Debil z Zafiry

Spotkaliśmy się na początku oesu Zabierzów-Balice. Od razu ładnie się przedstawił. Czarny Opel Zafira, rejestracja zaczynała się na WE, reszty nie zapamiętałem, a szkoda.
Poznaliśmy się tak, że wyskoczył nagle na przeciwny pas, kierunek wrzucając równo ze skrętem kierownicy. Nie zamierzałem wyprzedzać, bo był spory ruch, ale jechałem zaraz za nim i ten manewr rzucił mi się w oczy. Zafira dostała wyższy priorytet w systemach monitorujących.
Jak mówiłem, nie wyprzedzałem, bo był ruch. Bo z przeciwka leciało autko. Dla moto miejsca na spokojny manewr nie było, ale dla Zafiry i owszem. Te z przeciwka na pobocze, wyprzedzane Audi hamuje i też pobocze, ja oglądam to z większej odległości, gdyż swoje hamowanie zacząłem równo z rozpoczęciem manewru Zafiry.
Udało się, przeszli.

Ślepy prawy, za rogatym ranczem, kawałek prostej, potem lewy łuk, kawałek prostej z domkiem i podporządkowaną, a potem kolejny lewy łuk z widocznością ograniczoną bujnie rosnącymi krzakami. Podwójna ciągła oczywiście.

W tym miejscu wziął się za wyprzedzanie kolumny trzech autek. Nie zastanawiałem się, czy tam przypadkiem nie leci autko, bo byłem tego pewny. Pomiędzy krzakami przebijały światła. Znów oglądałem z pewnej odległości, bo nie chciałem być pozbierany przez odbite autko, czy jakieś fruwające części. Hamowanie, trąbienie, znów bez szwanku. Kolumna rozbita, w sensie ostatni wyhamował i zrobił miejsce, bo pierwszy zauważył co jest grane. Autko z przeciwka nie uciekło do rowu. Trafiło na kierowcę, który nie ogarnął na czas. Milimetry.

Pierwsze nowe rondo w Balicach, trąbi, bo przecież leszcze dookoła za wolno, a na rondzie brak miejsca do wyprzedzania.

Wzdłuż lotniska na podwójnej ciągłej z potencjalnymi czołówkami.

Drugie nowe rondo, wjeżdża z wymuszeniem, trąbienie też jest. Może on rannego wiezie? Psa do weta? No przecież nie można być aż takim chujem bez powodu.

Włączamy się do ruchu na obwodnicy. Długi rozbieg. Autko 'jakiegoś leszcza', potem Zafira, potem ja, nadal z odstępem.

Jakiś Leszcz wrzuca lewy i powoli zmienia pas, Zafira odbija w lewo i zaczyna wyprzedać Jakiegoś Leszcza pasem, na który Jakiś Leszcz właśnie się włącza. Odbija w ostatniej chwili, bez otarcia. Dolatuje, zaglądam przez szybę, Jakiś Leszcz okazuje się młodą dziewczyną, aktualnie nieźle przestraszoną. W tym czasie Zafira już komuś zderzak pucuje, bo mu lewy blokują. Trzymam się z tyłu, czekam co teraz wymyśli. Nic mu nie wymyślili, znaczy ktoś miał już dość poganiania długimi i przy pierwszej okazji schował się na prawy pas, z hamowaniem. Zafira poszła dalej. W końcu zabrakło celów. O dziwo, zjechał na prawy pas. Wyprzedziłem go lewym, przy szoferce zwolniłem, zajrzałem do środka. Żadnych postrzelonych przyjaciół. chorych psów, czy rodzących żon. Po prostu jeden skończony skurwiel za kółkiem.
Poleciałem trochę do przodu, odwróciłem się i wykonałem gest pukania się w czoło, znaczy w kask. To było wyjątkowo głupie z mojej strony, bo w pustej bani debila zagrało i teraz ja stałem się nowym celem. Zeskoczył nagle na lewy pas, zaraz za mnie i zaczął dociskać gaz, zbliżając się. Gdybym mi GSa, to chyba teraz byłoby mi bardzo smutno, natomiast moja Vka miała spory nadmiar. Wybrałem spod nadgarstka, lekki tetris między wrakami i już jestem kilka aut przed nim, on zblokowany. Liczyłem, że zjedzie tym zjazdem co ja. Autentycznie byłem psychicznie gotowy na konfrontacje, łącznie z porannym, poniedziałkowym napierdalaniem się na poboczu.

Pojechał prosto. Szkoda, że nie miałem kamerki. Byłby teraz sławny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz