Dziś dwie, wczoraj dwie.
Testowy w drodze do pracy jest w lewo. Niezła widoczność, fajny profil, dobry asfalt, tylko ten jebany wyjazd z osiedla 50m za wylotem psuje zabawę. Tym razem nie miało to znaczenia, bo padał deszcze i było 4 stopnie wszystkiego. Wiadomo, testowy na kwadratowo.
Startuje ze świateł prawym pasem, spokojny miarowy rozpęd, bez lambady dupą. Obok równo leci biała astra2. Z początku nie zwracałem uwagi, ale astra szła obok całą prostą poprzedzającą testowy. Wpadamy w testowy, ja zewnętrznym, astra wewnętrznym.
Nie muszę patrzeć i wiem, że w astrze siedzi znudzony 30+, w drodze do pracy, któremu figle w głowie. Teraz się zaśmiewa, bo oto wielki cwaniak z czarnej chabety ledwie zakręt jedzie. Rozumiem go i nie wykluczam, że na ciepłym suchym mu kiedyś przed nosem poleciałem. Rozumiem i szanuje.
Na wyjściu widzę ruch na wyjeździe z osiedla, niby podporządkowana, ale chuj wie. Astra trzyma się z boku, nie mam gdzie uciekać, więc przezornie odpuszczam, żeby nie musieć mocno hamować w razie W. Astra odpuszcza ze mną. W tym momencie autko z podporządkowanej wytacza się na mój pas, hamuje, wręcz słyszę śmiech kierownika odjeżdżającej astry, do czasu, bo autko wymuszające robi lepszy manewr i oto wtacza się na lewy pas, wprost przez teraz gwałtownie i ze ślizgiem hamującą astrę. Mijam prawym pasem, głowę mam odchyloną do tyłu, żeby bardziej uwydatnić mój rechot.
Druga akcja ledwie 2 minuty później. Nie tyle akcja, co właściwie jej brak. Start z pierwszych świateł za krzyżówką Monte Cassino/Kapelanka. Długa prosta, wyjątkowo o tej porze pusta, start z PP, szkoda, że mokro.
Lecę prawym pasem, widzę ruch na podporządkowanej po prawej. Nie zastanawiam się, działa wyrobiony odruch, rutyna. Szybki rzut oka w lewe lusterko i zmiana pasa na lewy. Takich zagrań dziennie masa, każdy ogarnięty motocyklista robi to bez zastanowienia. Czy musiałem? Nie musiałem, po prostu zmniejszam ryzyko potencjalnie niebezpiecznych sytuacji.
Tym razem sytuacja ma miejsce. Autko wyjeżdża z podporządkowanej bez zatrzymania (dam głowę, tam jest znak STOP), kiedy jestem na tej samej wysokości. Bez patrzenia w lewo.
Czy wyjechało, bo zrobiłem miejsce? Wątpię, patrzyłem na kierowcę i jeśli nie potrafi patrzeć uchem, to nie widział mnie. Czy zdążyłbym wyhamować, gdybym był na prawym pasie? Biorąc pod uwagę mokro, zimno i czas na reakcje, nie wyhamowałbym. Zatrzymałbym się na masce autka, kwestia, czy byłbym nie obesrany na tyle, aby zakończyć manewr w pionie, a nie ślizgiem pod koła. Koniec końców to nie ma znaczenia, bo nic się nie wydarzyło. Rutynowo robię takich manewrów setki i nic się nie dzieje, bo kierowcy mnie widzą, bo nie wyjeżdżają w tym krytycznym momencie, kiedy na sensowną reakcje już za późno. Setki teoretycznie niepotrzebnych manewrów, by właśnie tego jednego uniknąć. Piszę to tak względem tego częstego smutnego pierdolenia, że czasem motocyklista nie może nic zrobić, jest tylko ofiarą. No dobra, może i czasem tak jest, ale motocyklista może mocno popracować nad mocnym zmniejszeniem występowania tego 'czasem'.
Obwodnica, dziś już trochę ładniej. Dalej pizga, ale droga w miarę sucha.
Obwodnica, lewy pas, a na nim osobówka, niespełna 90km/h, włączony lewy kierunek, prawy pas pusty.
Bujam chwilę za tym autkiem, bo trochę się obawiam wyprzedzania prawym pasem. Znaczy, często wyprzedzam prawym pasem, jak czuje pewniaka. Tym razem nie czuje.
Bujam się to 90 i kurwica lekko bierze. Pajęczy zmysł się odzywa, no ale kurwa ile można. Prawe lusterko, prawy kierunek, jedziemy.
I teraz, czy kogoś z tu obecnych dziwi, że to autko, z włączonym lewym kierunkiem, wyjebało na prawy pas, kiedy je mijałem? No chyba nikogo. Dalej, czy kogoś dziwi, że za kółkiem siedziała babinka, na oko 160 letnia, która drogę obserwowała przez otwór w kierownicy? Też nikogo. Dziwić tylko może, że tym pasem cięła aż 90. Do pełnego obrazu brakowało, żeby jechała 40.
Ja rozumiem, że ona daje z siebie wszystko, że być może długo biła się z myślami, czy na tę autostradę wyjechać, no ale znalazła się tam i była zagrożeniem. Przeraża mnie, jak wielu starych ludzi jeździ po naszych drogach, choć już dawno nie powinno. Nie chodzi, żeby ich z drogi wyrzucić, bo jest wielu starszych kierowców, którym ze swoim młodzieńczym refleksem i tak do pięt nie dorastam, chodzi tylko o okresowe badania dla starszych kierowców. Potencjalni zabójcy są na drogach. Żeby daleko nie szukać, to już w tym roku kierowca 70+, na lewoskręcie, posłał do grobu młodego chłopaka, który jechał swoje. Słabo.
Ostatnia akcja, cudo, wspaniała. To samo miejsce, gdzie wczoraj rutynowo pas zmieniałem, dziś zajebane po brzegi. Przebijam się środkiem przez korek. Zwykle miejsce jest, czasem pojedyncze autko stoi na linii, czasem ten drugi zrobi jeszcze więcej miejsca, jakoś leci. Tym razem oba autka zjechały do środka, prawie stykając się lusterkami. W tej sytuacji było tak dużo symetrii. Oba autka czarne, osobówki podobnych gabarytów, równo stoją i równo blokują. Zajechałem od dupy strony, czekam na miejsce. Obaj zobaczyli mnie w tym samym momencie, obaj wrzucili kierunki w tym samym momencie, obaj równo zjechali, robiąc miejsce.
Oto ja i moje Morze Czerwone!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz