Dziś dwie, obie fajne na swój sposób.
Pierwszy weekend styczniowy spędzamy w Puławach, w ramach świąt. Nie da się dograć wspólnych świąt, bo wszędzie psów i kotów jak psów, ktoś musi się opiekować. Po kilku latach prób i błędów dograny plan, dzięki czemu dwa razy są prezenty i dwa razy jest wyżerka. To jest dobry plan.
Właśnie wracamy do domu, jest niedziela, a my logistycznie zajebaliśmy i mamy wszystkiego dwa pampersy i Młoda to wie, widzę to w jej oczach. Efektem jest postój w Tesco, w Zwoleniu. Zostawiłem odpalone auto, a sam pogoniłem do sklepu. Złapałem pampy i podbijam do jedynej czynnej kasy. Na taśmie nic nie czeka, za kasą kilka produktów skasowanych, a obok wózek z resztą zakupów i wielką, niebieską walizką. Obok wózka z walizką dwie panie, które zwrócone w stronę dziadziusia, na przemian wyśmiewają i dopingują. Dziadzio w tym czasie dyma na pełnej szybkości z drugą niebieską walizką. Wywnioskowałem, że cała trójeczka była już w trakcie kasowania, kiedy z walizką wyszło coś nie ten. Czekam.
Dziadzio dobiegł, po czerwonej gębie domyślam się, że podzawałowy blisko, bliziutko. Dziadzio łapał oddech, w tym czasie dwie starsze wnikliwie, że jednak ta też chujowa, a skoro obie chujowe, to bierą tę co już skasowały. To oczywiście tylko moje domysły, ale sposób w jaki pojebały tą nową walizkę to sugerował. że tak właśnie było.
I w tym miejscu jest cudowny obrazek.
Jedna pani drugiej pomachała, wzięła swój wózek z niebieską walizką, wzięła dziadziusia i sobie poszła. Druga pani stoi zwrócona dupą do kasy i odprowadza ich wzrokiem. Ja stoję, widzę to i powoli przestaje w to wszystko wierzyć. Ta druga w końcu na łasce się do kasy odwróciła, spytała ile płaci, po czym zapłaciła. Kasjerka zaczyna kasować moje pampy i w tym momencie Druga się odwraca i pyta czy może jeszcze za te zakupy punkty nabić. Sprytna kasjerka odpowiada na jej pytanie pytaniem, tylko, że do mnie.
- pan punkty zbiera?
- n..nie?
- to ja pana zakupy tej pani nabije
Nie potrafię powiedzieć czemu akurat ta scena, ale przed oczami, jakby to wczoraj widział, zobaczyłem Adasia Miauczyńskiego u dentysty.
- jak pani do zająca... do pacjenta?
Skasowała moje pampy, punkty Drugiej nabiła, a ja w myślach policzyłem ile jest ze Zwolenia do Radomia i wyszło mi, że za blisko.
Pojechaliśmy dalej.
Druga fajna inaczej mam miejsce niespełna trzy godziny później i dzieje się w Wolbromiu, zwanym dalej Wolbromiem.
Jadę za Astrą dwójką, Wolbrom nieodśnieżony, on powoli, ja z odstępem. Dojeżdżamy do głównej na Miechów, Astra hamuje, ja też, tylko, że ja nie. Wciskam mocniej i już pełen poślizg. W myślach wkurw, bo powinienem więcej miejsca zostawić, bo lekka Astra potrzebuje mniej miejsca niż moja landara. Toczymy się w jego stronę jakieś 10-15km/h, całe życie mam przed oczyma i już wiem, że przypierdolę w niego tak, że cały dzień mu zepsuje, sobie też. Trwa to wieki, zaczynam się już nudzić, bo życie przed oczyma leci mi już czwarty raz.
W końcu moto nawyki zaczynają się przypominać, znaczy ten najważniejszy: nie panikuj, nie działaj gwałtownie, weź się kurwa chłopie ogarnij i pomyśl chwilę.
Paczam w lusterko, z tyłu nic, obok też nic i do tego zaczyna się obok drugi pas do skrętu, znaczy miejsca w chuj. Decyzja prosta, rzucam kotwicę. Zaciągnąłem ręczny, kierę skręciłem i postawiłem auto w poprzek. Prędkość wytracił i już wiedziałem, że dziś pukania nie będzie. Dalej szedłem lekkim ślizgiem, ale teraz już bezkolizyjnie i do tego z klasą. Lewym bokiem się do niego zwróciłem, więc przód miałem z widokiem na prawe pobocze. Sunąłem lajkabos, kiedy zabudowania się skończyły, ukazała się boczna dróżka, gdzie stał radiowóz, a w nim smutny pan, który teraz smutnie spoglądał na moje wyczyny. Zatrzymałem się idealnie na wjazd w tą alejkę, wprost w jego objęcia. On na mnie patrzył, ja do niego wyszczerzyłem kły i uniosłem łapki w górę z klasycznym 'ja mam rączki tutaj'. Pokręcił tylko głową i wrócił do tego, co robił wcześniej, znaczy pisania raportu, bo okazało się, że obok stoją dwa autka. Jedno w dupę pizdnięte, znaczy ktoś w tym miejscu miał taką samą akcje jak ja, jeno kotwicy nie rzucił. Bywa.
Pierwszy weekend styczniowy spędzamy w Puławach, w ramach świąt. Nie da się dograć wspólnych świąt, bo wszędzie psów i kotów jak psów, ktoś musi się opiekować. Po kilku latach prób i błędów dograny plan, dzięki czemu dwa razy są prezenty i dwa razy jest wyżerka. To jest dobry plan.
Właśnie wracamy do domu, jest niedziela, a my logistycznie zajebaliśmy i mamy wszystkiego dwa pampersy i Młoda to wie, widzę to w jej oczach. Efektem jest postój w Tesco, w Zwoleniu. Zostawiłem odpalone auto, a sam pogoniłem do sklepu. Złapałem pampy i podbijam do jedynej czynnej kasy. Na taśmie nic nie czeka, za kasą kilka produktów skasowanych, a obok wózek z resztą zakupów i wielką, niebieską walizką. Obok wózka z walizką dwie panie, które zwrócone w stronę dziadziusia, na przemian wyśmiewają i dopingują. Dziadzio w tym czasie dyma na pełnej szybkości z drugą niebieską walizką. Wywnioskowałem, że cała trójeczka była już w trakcie kasowania, kiedy z walizką wyszło coś nie ten. Czekam.
Dziadzio dobiegł, po czerwonej gębie domyślam się, że podzawałowy blisko, bliziutko. Dziadzio łapał oddech, w tym czasie dwie starsze wnikliwie, że jednak ta też chujowa, a skoro obie chujowe, to bierą tę co już skasowały. To oczywiście tylko moje domysły, ale sposób w jaki pojebały tą nową walizkę to sugerował. że tak właśnie było.
I w tym miejscu jest cudowny obrazek.
Jedna pani drugiej pomachała, wzięła swój wózek z niebieską walizką, wzięła dziadziusia i sobie poszła. Druga pani stoi zwrócona dupą do kasy i odprowadza ich wzrokiem. Ja stoję, widzę to i powoli przestaje w to wszystko wierzyć. Ta druga w końcu na łasce się do kasy odwróciła, spytała ile płaci, po czym zapłaciła. Kasjerka zaczyna kasować moje pampy i w tym momencie Druga się odwraca i pyta czy może jeszcze za te zakupy punkty nabić. Sprytna kasjerka odpowiada na jej pytanie pytaniem, tylko, że do mnie.
- pan punkty zbiera?
- n..nie?
- to ja pana zakupy tej pani nabije
Nie potrafię powiedzieć czemu akurat ta scena, ale przed oczami, jakby to wczoraj widział, zobaczyłem Adasia Miauczyńskiego u dentysty.
- jak pani do zająca... do pacjenta?
Skasowała moje pampy, punkty Drugiej nabiła, a ja w myślach policzyłem ile jest ze Zwolenia do Radomia i wyszło mi, że za blisko.
Pojechaliśmy dalej.
Druga fajna inaczej mam miejsce niespełna trzy godziny później i dzieje się w Wolbromiu, zwanym dalej Wolbromiem.
Jadę za Astrą dwójką, Wolbrom nieodśnieżony, on powoli, ja z odstępem. Dojeżdżamy do głównej na Miechów, Astra hamuje, ja też, tylko, że ja nie. Wciskam mocniej i już pełen poślizg. W myślach wkurw, bo powinienem więcej miejsca zostawić, bo lekka Astra potrzebuje mniej miejsca niż moja landara. Toczymy się w jego stronę jakieś 10-15km/h, całe życie mam przed oczyma i już wiem, że przypierdolę w niego tak, że cały dzień mu zepsuje, sobie też. Trwa to wieki, zaczynam się już nudzić, bo życie przed oczyma leci mi już czwarty raz.
W końcu moto nawyki zaczynają się przypominać, znaczy ten najważniejszy: nie panikuj, nie działaj gwałtownie, weź się kurwa chłopie ogarnij i pomyśl chwilę.
Paczam w lusterko, z tyłu nic, obok też nic i do tego zaczyna się obok drugi pas do skrętu, znaczy miejsca w chuj. Decyzja prosta, rzucam kotwicę. Zaciągnąłem ręczny, kierę skręciłem i postawiłem auto w poprzek. Prędkość wytracił i już wiedziałem, że dziś pukania nie będzie. Dalej szedłem lekkim ślizgiem, ale teraz już bezkolizyjnie i do tego z klasą. Lewym bokiem się do niego zwróciłem, więc przód miałem z widokiem na prawe pobocze. Sunąłem lajkabos, kiedy zabudowania się skończyły, ukazała się boczna dróżka, gdzie stał radiowóz, a w nim smutny pan, który teraz smutnie spoglądał na moje wyczyny. Zatrzymałem się idealnie na wjazd w tą alejkę, wprost w jego objęcia. On na mnie patrzył, ja do niego wyszczerzyłem kły i uniosłem łapki w górę z klasycznym 'ja mam rączki tutaj'. Pokręcił tylko głową i wrócił do tego, co robił wcześniej, znaczy pisania raportu, bo okazało się, że obok stoją dwa autka. Jedno w dupę pizdnięte, znaczy ktoś w tym miejscu miał taką samą akcje jak ja, jeno kotwicy nie rzucił. Bywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz