piątek, 10 lipca 2015

MOTO - Dawcą jesteś całe życie

Sam nie wiem czy nasz nowy listonosz jest taką pierdołą, czy może próbuje budować stosunki między sąsiadami. W każdym razie dziś wiozłem rachunek za prąd do pani Dorotki z ulicy Spacerowej. Jako, że Spacerowa na wylocie od drugiej strony wsi, to postanowiłem dziś polecieć wiochami i wbić na obwodnicę ślimakiem. Ten ślimak jest cudowny, natomiast dziś było zaledwie 10 stopni plusa, także słabe klejenie. Za to co na wioskowych winklach z rana złapałem, to moje.

Przewijając trochę nudy, jestem już na obwodnicy, jakieś pół kilometra do bramek na Katowice. Lewy pas blokuje miszcz w focusie. Turlam za nim. Mój zjazd już blisko. Mam do wyboru jechać za miszczem, albo zwolnić, schować się za autobus i spokojnie zjechać na skrajnie prawy, na ślimak. Tak zrobiłem. Focus pociął dalej skrajnie lewym.
To było nawet zabawne, jak miszcz z focusa zaczynał rozumieć swój błąd w obliczeniach. Okazało się, że chciał śmignąć ten autobus lewym, a potem mu przed nosem przeciąć dwa pasy i wskoczyć na ślimaka. Autentycznie nikczemnie się w kasku uśmiałem jak prawie wypierdolił w barierki, kiedy w panice próbował się wyrobić.
Na samym ślimaku oczywiście go dogoniłem, bo szybko to się jeździ prosto, o.
Bałem się go mijać, bo koniec tego ślimaka bywa troszeczkę zabawny. Otóż jest tak, że dwa pasy lecą od Katowic, a ten ze ślimaka dobija do nich jako skrajnie lewy, teoretycznie najszybszy. Dochodzi tam do nieporozumień, a focusowy miszcz już pokazał, że daje radę z dobrymi pomysłami.

Naprawdę, jak tu teraz siedzę, byłem przekonany, że większego świra tego dnia nie spotkam. Nie doceniłem!
Dołączamy właśnie do Katowickich pasów, jestem skupiony na monitorowaniu focusowatego i dlatego zbyt późno dostrzegam prawdziwego króla. Wyjebał mi spod prawego łokcia. Wszystko było na swoim miejscu, była dopieszczona alfa 159, były blachy KCH. Różnica prędkości pomiędzy tymi ze ślimaka, obecnie na najszybszym skrajnie lewym, a alfą ze środkowego była minimum 40-50km.h.
W tym miejscu roszady odchodzą okrutne. Nagle mamy trzy pasy, przemieszane szybkościowo auta, wszyscy robią dyskoteki kierunkami i nieśmiało wjeżdżają na upragnione pasy, często tylko do połowy, jakby to coś kurwa zmieniało.
Alfa przez to wszystko przeszła na krechę, na bombie, kompletnie ignorując nieśmiałe zapędy zmiennopasowych z obu stron.

Chwile mi zajęło przebicie się przez to stadko, ale już za Balicami byłem na swoim. Leciałem grzeczne 130, przed sobą miałem aktualnego króla w alfie, który siedział na zderzaku jakiemuś blokującemu go leszczowi.

Powtórka z rozrywki. Znów dwa pasy do przodu, znów właśnie dochodzi prawy do zjazdu z obwodnicy, tuż przed Wisłą. Czemu powtórka z rozrywki? Bo znów pakuje lewym, prawy zajebany do cna i muszę wybrać, w którym miejscu zwolnić i się wcisnąć, żeby móc zjechać z obwodnicy. Nauczony doświadczeniem niejednokrotnym, w tym miejscu robię sobie zapas i staram się ten pas sprawdzić przed zjechaniem na niego. Ten pas zjazdowy jest pierwszym wolnym miejscem, gdzie zjebane auto może niemalże bezpiecznie się zatrzymać.

Kurwa wieszcz. Zjebana półciężarówka, klasy dostawczak, dwóch geniuszy rozstawiło trójkąt jakieś półtora metra za autem, sami za to do połowy wleźli pod auto, oczywiście od lewej strony, tak, że im dupy wystawały prawie na skrajny kraniec środkowego pasa.

Alfa poprawia manewr focusa, z tą różnicą, że mija stado osobówek i wbija w dziurę za betoniarką, tylko po to, żeby przeciąć pas środkowy i zeskoczyć na zjazd z obwodnicy.
Wprost na zepsutego dostawczaka i dwie wystające spod niego dupy.

Przymknąłem oczy.

To nie mogło być tylko szczęście, tam musiały być też umiejętności. Alf odbił w lewo, żeby nie zmasakrować tych dwóch dup i jeszcze dał radę wygubić różnicę prędkości do betoniarki, nie wbijając się jej w kuper.
Nie ukrywam, byłem przekonany, że będę oglądał dwa zmasakrowane ciała. Nie było mi do śmiechu.

Zjazd z obwodnicy jest po łuku. Myślałem, że tam dojdę alfę, w myśl zasady, że szybko to tylko po prostej. A gdzie tam. Szedł jak samo zło, widziałem tylko tumany kurzu, bo trochę mu asflatu zabrakło.

Wiedziałem, że go za chwilę dojdę, bo zrobi się za gęsto nawet dla największego kozaka w 4oo. Uznałem, że najpierw zapukam mu w szybę, a potem popukam się w czoło.
Dojechałem go, zrównuje się z nim, już chce wprowadzić w życie swój plan, a tu gość uchyla szybę, machać mi zaczyna, morda w banan, świetnie się bawi.
Kolega.
No kurwa znajomy, co na moto śmiga. Żeby było zabawniej, to moto jest wyjątkowo rozgarnięty i poukładany.
A tu proszę.
Dawca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz