poniedziałek, 30 marca 2015

nieMOTO - Fejsbuń

Zablokowali mi fejsa.

Dzięki temu odkryłem, że istnieje inny, lepszy świat:
- Posprzątałem swój kurwidołek
- W pracy odpowiadałem na mejle
- Pozbierałem psie kupy z ogródka
- Naniosłem drewna
- Wyczyściłem kominek
- Nałożyłem brakującą fugę na płytkach
- Umyłem taras
- Sanki, o które się przewracałem ostatnie tygodnie w końcu wyniosłem do garażu

Zrobiłem masę pożytecznych rzeczy, bo to gówno jest mi kompletnie niepotrzebne do życia. Jestem wolnym człowiekiem.

Dobra, kogo ja kurwa oszukuję. Nic nie zrobiłem. Wróciłem do domu, ze łzami w oczach na szybkości utworzyłem nowe konto z danymi jakiegoś dowódcy jednej z sotni UPA i szybciutko zacząłem bólodupić do znajomych na tę jawną niesprawiedliwość. No ja pierdole.

Swoją drogą to bardzo krzepiące, że gdzieś tam na fejsie jest znajomy, który zna moje nazwisko i nie omieszkał mnie zgłosić. Napisałbym, że chuj mu w dupę, ale mam pewne podejrzenia, a akurat w tym przypadku ten ktoś mógłby z tego czerpać przyjemność. Więc przemilczę.

A co z samym fejsem? A nic. Napisali mi, że mam im wysłać skan dokumentu tożsamości. To dziwne. Czyżby planowali zmasowaną akcję brania lewych kredytów? Byłem gotowy im słać wszystko czego chcą, bo przecież obiecali, że potem to usuną. No dajcie spokój, kto by w dzisiejszych czasach zbierał takie rzeczy. No kto? Ja pierdole.
Wysłałem im oczywiście wiadomość, w której napisałem co o tym wszystkim myślę. Chyba nie została dobrze przyjęta.
Konto już skreśliłem, kiedy to nagle napisali mejla, że oni naprawdę chcą tylko zweryfikować. Wyglądało złudnie grzecznie, więc równie grzecznie odpisałem, podając nazwisko.
A jednak, ściema. Dalej chcą mój dowód.

W sumie to nawet interesujące. Wymyśliłem nawet jak to spróbować obejść. Wysłałem im skan biletu lotniczego, gdzie jest moje imię i nazwisko. I nie jakiś 'chuj Ci w dupę rajaner', tylko z przytupem. Biznes klasa do Dubaju. Bo mnie stać.
No dobra, firma kiedyś wysłała do Azji biznesem przez Dubaj. Zostawiłem sobie bilet na pamiątkę tego, że kiedyś dziabnąłem hajlajf nieco.

No nic. Czekam zatem co z tego wyniknie.
I chyba, o zgrozo, będę musiał pracować.
Ale kurwa upadek.


EDIT: Odpisali. Mam dać skan dokumentu ze zdjęciem, imieniem i nazwiskiem, a także z datą urodzenia. A może frytki do tego?

piątek, 20 marca 2015

MOTO - Wywiad

- Dzień dobry panie Pawle, jak się pan miewa?
- Dzień dobry. Czuje się całkiem nieźle. Właściwie to czemu zadajesz samemu sobie to pytanie chory debilu?
- A tak jakoś wyszło. Znajdzie pan chwilę na krótki wywiad?
- Oczywiście. Znam temat, bo przecież sam do siebie mówię, ale przez grzeczność, jaki temat?
- Chciałem spytać o pana największe sympatie drogowe.
- O ho ho, to temat rzeka, ale postaram się w paru zdaniach skreślić. Usiądziemy?
- No kurwa przecież siedzę.
- No w sumie ja też.
- Dajesz.
- Pierwsze i niekwestionowane miejsce zajmują mistrzowie, którzy wrzucają prawy kierunek, żeby zjechać na pobocze w celu wzięcia większego zamachu do zawracania. Oni już na zawsze będą mieli specjalny zakątek w moim serduszku. Pod to można też podpiąć tych twardzieli, którzy zapominają, że już nie siedzą w osiemnasto-kołowcu, tylko w swoim wysłużonym Tico, kiedy biorą potężny zamach do skrętu. Tak zdecydowanie jest to pierwsze miejsce.
- A dalej? Proszę powiedzieć jak to wygląda dalej.
- No cóż. Na drugim miejscu mam ten typ ludzi, którzy wolą być chujami, niż gapami. Wiesz o co mi chodzi?
- Jak mam kurwa nie wiedzieć, przecież...
- No dobra, już dobra. W każdym razie ten typ, który się zagapi, coś na drodze spierdoli, a potem udaje, że tak miało być, żeby nie wyszło, że jest cipą. Potem masz taką sierotę w korku, która stoi prawie w poprzek obu pasów, a kiedy Cię zauważa, to zamiast się ruszyć to gapi się na Ciebie bezczelnie. I ta mina, że wie co robi. Planował to już od wczoraj, bo wszędzie piszą, że motocykliści są źli. Są też tacy, którzy udają ślepych w opór. Zdarzały się akcje, gdzie pukałem uprzejmie chujowi pięścią w szybę, a on dalej nic. Zajęty patrzeniem przez drugi okno, bo tam ciekawa barierka ochronna jest. Te klimaty.
- Rozumiem, a dalej?
- Jeszcze chwila, bo to nie koniec drugiej lokaty. Tam jest jeszcze miejsce dla tych złośliwych pizduń, które mają miejsce, żeby się ruszyć, ale stoją w miejscu i przez szybę patrzą z fascynacją jak ciśniesz się tam na milimetry. Oczywiście gotowi otworzyć szybę (łapa już na guziku), żeby zjebać praworządnie jak tkniesz mu lusterko. Ten typ, który jest bezustannie jebany w dupę w pracy i strasznie mu trzeba znaleźć kogoś, na kim on będzie mógł wywrzeć swój słuszny gniew. Nawet czasem im współczuję. Życie.
- Dobrze, dalej?
- Następny rodzaj jest dość wyjątkowy. Nie ma z nimi jakiejś większej tragedii, ale to właśnie ten typ mnie wkurwia do nieprzytomności. Wyobraź sobie taki scenariusz. Krzyżówka typ T. Dojeżdżasz, masz do wyboru prawo i lewo pod kątem prostym, przed Tobą typowy złamas, stoi idealnie na środku, bez kierunku. Nikt nie wie gdzie pojedzie, on zresztą chyba też nie. Właśnie robi wyliczankę. Rozbudowana sytuacja. Dolatujesz do takiej krzyżówki, kilka aut przed Tobą, ale nie wiesz z której objeżdżać, bo złamas na froncie jeszcze nie zdecydował. Oczywiście nie muszę wspominać, że potem skręci i tak bez kierunku? No właśnie. W bonusie jeszcze wyobraź sobie podobną akcję, ale na krzyżówce ze światłami. Złamas jest pierwszy, zapala się zielone, on czeka, pewnie dalej losuje kierunek. Wreszcie leniwie rusza, bardzo wolno. Zanim zjedzie już pali się pomarańczowe. Nikt za nim nie przejedzie, choć zwykle leci tu 4-5 aut. Nikt, nawet Ty, bo nadal nie wiesz z której strony się ustawić. No złamas.
- Rozumiem, rozumiem, znam, a choćby z dziś akcja.
- No właśnie.
- Czy mamy coś jeszcze?
- W zasadzie to chyba nie. Są oczywiście unikaty, ale takich szablonowych chujów to już chyba więcej mi do głowy nie przychodzi. Oczywiście jest masa akcji z wymuszaniem i zajeżdżaniem drogi, ale tutaj biorę na siebie, bo to mnie gorzej widać, bo to ja dynamicznie jadę. Jasne, że bym chciał, żeby byli świadomi mojej obecności, ale w sumie już przywykłem, że na drodze pierwszeństwo nie należy się temu , który ma po swojej stronie przepisy, a temu, którego mniej zaboli dzwon. Bywa. Jest ok. Nie wkurwiam się.
- Świetnie, doskonale. Pozostaje jedna kwestia. Ten wywiad zrodził się w Twojej-mojej głowie pod wpływem dzisiejszej akcji. W ogóle o niej nie wspomniałeś.
- Bo chujowo poprowadziłeś ten wywiad.
- No ale przecież gadasz sam ze sobą, to do kogo masz teraz pretensje?
- Ja pierdole.
- Po prostu to opisz, ok?
- No dobra. Chodzi o starszych kierowców. Nie chciałem o tym pisać, bo jest masa starszych kierowców, którzy świetnie jeżdżą i są w pełni świadomi tego, że ich czas reakcji się pogarsza. Nie zmienia to jednak faktu, że stare ślepe dziady są na tych drogach i wielu z nich to potencjalni mordercy. Zastanawiałem się, czy są statystyki wypadków śmiertelnych motocyklistów po wymuszeniu, pod względem wieku sprawcy. Myślę, że 60+ byłoby wysoko.
- Dalej nic nie powiedziałeś o dzisiejszej akcji. Wstydzisz się, bo nie chcesz generalizować?
- Trochę?
- Powiesz to w końcu?
- Już. Emeryt-rajdowiec. Tak nazwałem tą grupę na cześć dzisiejszego wymiatacza. Było to na krzyżówce przed Mostem Zwierzynieckim. Miałem zielone i już miałem ruszać, kiedy moim oczom ukazał się ON. Głowy nie dam, ale to chyba była dełu nexia, lub coś innego dawno pełnoletniego. Szedł na bombie prostopadle do mnie. Zakładam, że był na tej krzyżówce parę dni temu i skojarzył, że wtedy miał tu zielone. Tak to miejsce zapamiętał. Ewentualnie w myśl starej zasady, że jak przejedziesz dostatecznie szybko to czerwone się nie liczy. W każdym razie już z daleka widziałem, że ciśnie ile fabryka kiedyś dała i przecina swoje czerwone. W tym miejscu zdał sobie sprawę, że chyba nie przemyślał całego manewru do końca. Już widziałem jego starą mordę z resztką siwych włosów. Brakowało tylko, żeby jechał w kapeluszu. Widziałem to przerażenie malujące się na jego ryju, kiedy zrozumiał, że po przejechaniu czerwonego na pizdzie następuje skręt w prawo pod kątem prostym. Widziałem jak go wgniotło w fotel, jak zacisną zęby, jak skręcił kierę i czekał na łaskę bożą. Przyznam, że z początku planowałem po prostu pojechać lewym pasem obok tego durnia, ale teraz winszowałem sobie powstrzymania się w sam czas. Dziadka wyjebało na lewy pas od razu. W zasadzie dopiero na lewym coś zaczęło się dziać w sprawie tego skrętu. Patrząc na jego ryj nie byłem pewien, czy pierwszy skończy się asfalt, czy może pikawa wysiądzie. Zmieścił się na lewym poboczu, do barierki może metr. Dał radę i przeżył. Jechałem chwilę za nim. Na skrzyżowaniu za mostem skręcił w prawo. Bez kierunku. Strzałka zielona już się nie paliła. Pojechałem dalej ze świadomością, że on gdzieś tam jest, że jeszcze mogę go spotkać. Myślałem o nim całą dalszą drogę. Pomysł wywiadu zrodził się gdzieś na Dietla. Tak, to by było chyba na tyle.
- Bardzo dziękuję panie Pawle za wyczerpujący wywiad.
- Dziękuję. Czy mogę się już napić herbaty?
- Właśnie miałem spytać o to samo.

poniedziałek, 9 marca 2015

MOTO - To dziś

Dzień zacząłem o 4:11 od przyjęcia kopa na twarz.
Gwiazda wchodzi w posiadanie pierwszych zębów, co przekłada się na pewne niedogodności, co przekłada się na bezsenne noce dla rodziców. Luzik. Nie miało to żadnego znaczenia, bo dziś był ten dzień.

Nie chwaliłem się prawie nikomu, a na pewno nie wprost. Zastosowałem sprawdzoną metodę haro-poterską. W poniedziałek mam sam wiesz co. Chyba się udało, śniegiem nie zajebało.

Nie podniecałem się jak jakiś pojeb. Nie złapałem kasku i kluczyków i nie poleciałem do garażu o 4 rano. Cierpliwość dziś była po mojej stronie. Do 6 rano dawałem się deptać i taranować Młodej. Wstałem, psy i koty ogarnąłem, śniadanie dla J, prysznic jakiś, wreszcie wziąłem się za przygotowania. Z pawlacza wytargałem syberyjskie kombi (Kubuś <3), wstawiłem na miejsce ochraniacze, wytargałem buty, żółwika, kominiarkę, gejownik, w którym znalazłem dokumenty. Następnie wyciągnąłem ciemną szybę i zmyłem robactwo z zeszłego sezonu. Pinloka nie wpinałem. W tym modelu się nie sprawdza. Haruje przy każdym otwieraniu, w efekcie traci przyczepność w połowie sezonu i jeśli wilgoć się dostanie to robią się na szybie jakieś dziwne odparzenia. Zarżnąłem już tak chyba 3 szyby.
Szyba musi być ciemna, inaczej się nie da. Dom mam na zachodzie Krakowa. Rano wyjeżdżam i mam słońce prosto w pysk, natomiast wracając popołudniu słońce mam dla odmiany prosto w pysk. Niskie wczesnowiosenne słońce na twarz bez ciemnej szyby sprawia ból głowy po paru minutach.

Ubrałem się cały, dwukrotnie sprawdziłem, czy zabrałem takie drobnostki jak portfel, spodnie i buty na zmianę czy kartę wstępu do firmy. Wszystko było na swoim miejscu. Udałem się do garażu.

Niunia stała, wiernie czekając, nieco zakurzona i upierdolona po zimowych porządkach w garażu. Obszedłem dookoła i z troską popatrzyłem na małe rdzawe plamki na łańcuchu. Wpadłem na genialny pomysł i zimnym smarem spryskałem po zimnym łańcuchu tuż przed jazdą.

Pod koniec zeszłego sezonu ujechałem się, żeby przyłączyć dodatkowy kaloryfer w garażu. Sam tego dokonałem i tylko raz przy tym zalałem dom. Teraz procentowało. Garaż był suchy i cieplutki, natomiast niunia odpaliła od strzała. Nie, żebym jej regularnie w zimie nie przepalał, natomiast nie bawiłem się w wyciąganie akumulatora na zimę. Niemożność przepalenia niuni teraz-zaraz jakoś mnie niepokoiła.

Założyłem żółwia, kominiarkę, na to kurtkę i zimowe rękawice. Wbiłem hełm na łeb, wyturlałem niunią, garaż zamknąłem i pojechałem.

Przez wiochy na lajcie, przyzwyczajam się. Bez spiny koło szkoły, trochę mocniej pod górkę, żeby jej dać popracować, następnie blokada tyłu i lekki ślizg z górki do znaku STOP przy skręcie w Rudawie. Taki test przyczepności.

Na wiadukt w Rudawie wjechałem dokładnie o 7:25, właśnie pod nim przejeżdżał osobowy pełny kaszlących i kichających, przemieszanych z idiotkami, które trajkocą całą drogę. To nie był przypadek. Doleciałem do 79tki. Zaczynamy.

Tylko spokojnie, tylko spokojnie Paweł. Nie łudź się tymi namiastkami przyczepności. To się nie klei. Powtarzaj sobie w głowie, że trzeba spokojnie. Nie ma nic gorszego, niż odkręcenie w takiej chwili z tym złudnym przekonaniem: 'no kurwa, no co się niby może stać?'.
Delikatnie, bez spinki, nie spieszymy się.
Kochanów, bez rewelacji. Niunia idzie ładnie, żadnych głupot. Z ciekawostek, na przystanku tajniacy trzepali busa. Jakiś 20-letni trup, z którego wysypało się no chyba milion ludzi. Gdyby tam ustawić czekistę, odpowiedzialnego za pakowanie ludzi do wagonów bydlęcych w drodze na Sybir, no powiem, że chyba by pokiwał głową z uznaniem. Poleciałem dalej.

W Zabierzowie mały koreczek, nic specjalnego. Pierwszy i nie ostatni w tym sezonie  buc, który jedzie kołami po linii środkowej, a lusterka nie używa nawet w łazience. Jak to mawia mój kochany tatuś, 'kto się chujem urodził, skowronkiem nie umrze'. Poturlałem grzecznie i przy nadarzającej się okazji łyknąłem buca z usunięciem tego ze wspomnień.

Oes Zabierzów-Balice. Paweł, spokojnie. Jedź kurwa swoje. Jest dokładnie -2,7, nawierzchnia też na małym minusie, nie odpierdalaj maniany.

Korek przy krzyżówce Balice zupełnie mnie nie obszedł. Leciałem grzecznie środkiem, ludzie ustępowali, jak dziękowałem, wszystko cacy. Parę razy ciut mocniej jak się ciężarówka trafiła. Niunia reagowała na manetę wzorowo.

Dojechałem w końcu do krzyżówki. Przytulony do TIRa przebiłem się przez krzyżówkę i wypadłem na obwodnicę.
Tego mi było trzeba! W komin, w podłogę, do odcięcia! Napierdalamy! No kurwa, no co się niby może stać?!
Widać było, że niunia też tego potrzebowała. Dwójkę z przodu osiągnęliśmy bardzo szybko. Ruch był umiarkowany, było miejsce. Ani się obejrzeliśmy, a już był zjazd z obwodnicy. Smutno trochę. Może by tak dziś przyjechać do pracy od strony Wieliczki? Nie no, mimo wszystko jadę dziś na przegląd. Bez przesady.

Po zjeździe z obwodnicy mała niespodzianka. Wzięli i stacje benzynową postawili. Stacja jak stacja, ale przy okazji tam asfalt zrobili. Ten asfalt zapisał się w moim sercu dużymi zgłoskami. Tam były tak wyjebane koleiny, że kiedyś, jeszcze za czasów GSa, wystrzeliło mnie tak na Małysza, że telemarkiem lądowałem na poboczu przeciwnego pasa, z ładnie dociążonym tyłem z powodu pełnych spodni.

Józefa to już klasyka tematu. Żabkowanie. Na moście Zwierzynieckim samolocik, na testowym pierwsze, delikatne, nieśmiałe złożenie. Na Monte Casino środkiem bez szaleństw. Potem Dietla, Sebastiana, Gertrudy i wbijam w Starowiślną. Spokojnie bez obrotów ostatnie 100 metrów.

I kurwa zonk. Jakaś niedorobiona pizda z czarnym sedesem peżota zaparkowała w poprzek. No kurwa staną w poprzek. Przecież tam trzy moto z palcem wchodzą. Eh.

Zjechałem od tyłu, polazłem do firmy, przebrałem się, po czym zszedłem na dół i przykleiłem do sedesa kartkę z uprzejmą prośbą o nie robienie wiochy. Uprzejmie.

I to by było w sumie na tyle. Około 12 polecę do serwisu. Dobry start,