środa, 20 maja 2015

MOTO - Deszczowo

Taka sytuacja.
Rano wstajesz i do roboty lecisz w strugach deszczu. Nie, że jakieś kapanie, co tylko brud rozmywa na jezdni, ale taki zajeb z wiadra. Jezdnia czyściutka, kombi i moto błyszczy, cud miód, malina.

W robocie zmieniasz wszystko, łącznie z majtami, które można wyżymać. Przyjemne ciepełko na stopach i jajkach, gorący kubek herbaty, plus niedawne wspomnienia z małego rendez-vous z mamą ziemią sprawiają, że emitujesz bananowym ryjem, czym wyjątkowo się odróżniasz od śpiąco-wkurwionego elementu, stojącego w kolejce po kawę.

 Po robocie wbijasz w mokre kombi i z radością wybiegasz na zewnątrz. Chabeta czeka wiernie, a słoneczko przyjemnie przyświeca. Wbijasz w korek i po paru minutach halsowania między wrakami na lusterkach, pomieszanego z przygodnym tetrisem jesteś na wylocie z miasta.

Deszcz i słońce naraz. Suszysz zęby masakrycznie, bo to cudowne połączenie jest. Na obwodnicy, bez przesady, lecisz przepisowo w chmurze wodnej wytworzonej przez masę TIRową sunącą prawym pasem. Nie rusza Cię nawet zabawa dwóch TIRów, klasyk na dwa pasy, czyli jeden jedzie 100km/h, drugi obok 101km/h.

Przebijasz się przez Balice, potem Zabierzów. Im bliżej domu, tym większa dojeba z nieba. Masz wrażenie, jakby w tym miejscu nie przestało padać od rana.

Nagle,Twoim oczom ukazuje się ta wspaniała sytuacja. Dojeżdżasz do ściany deszczu. Normalnie widzisz przed sobą suchą drogę, słońce, jeszcze ledwie 100-200 metrów w deszczu, już prawie. Ty cały czyściutki, moto błyszczy jak jaja psa, jest super.

I wtedy, na granicy deszczu z przeciwka wjeżdża TIR, niechybnie, właśnie opuścił pobliską żwirownie, właśnie dostał pierwszy mokry cios. Strząsa z siebie syf, jak pies błoto. To jest ostatnie co otrzymujesz przed opuszczeniem wodnej ściany.

Trzy minuty później jesteś w domu. Patrzysz na chabetę i jest Ci trochę smutno.
Taka sytuacja.

wtorek, 19 maja 2015

MOTO - uprzejmość, przydatny skill

Napisałbym we wstępniaku kilka słów wyjaśnienia, ale znów mnie stado ekspertów z gównem wymiesza, także przejdźmy może do momentu, gdzie jestem w Miechowie i szukam apteki, gdzie mają dla mnie odłożone puszki ze specjalnym mlekiem dla Młodej. Jest poniedziałek, godzina 17, a ja się bujam po tej metropolii.

Stoję na podporządkowanej i próbuje się włączyć do ruchu. Po głównej właśnie toczą się dwie policyjne Hondy. Majestatycznie, powolutku. Mam ciemną szybę, oni maja opuszczone blendy, co nie przeszkadza mi się grzecznie ukłonić. Najpierw do jednego, potem do drugiego. Obaj panowie równie uprzejmie odpowiedzieli ukłonem. Koniec.

Aptekę znalazłem po paru minutach, moje mleko czekało, całe pięć puszek, cud. Receptę zrealizowałem, zapakowałem się z tym wszystkim na moto, po czym obrałem kierunek powrotny, lekko okrężny. Wolbrom-Skała, a potem może Olkusz, czy może jednak od razu odbić na Ogrodzieniec i bujnąć się tymi ślicznymi lasami, co przecież i tak oznacza powrót przez Ojcowski? Straszne problemy pierwszego świata. Obrałem kierunek Wolbrom.

Nie wiem jak się ta wiocha nazywała. Nie mam pojęcia. Zanotowałem tylko fakt, że jestem w terenie zabudowanym, jest poniedziałek, pierwszy dzień wprowadzenia nowego taryfikatora, na budziku mam w granicach 70, realnego ponad 60, natomiast miśka zauważyłem dopiero jak opuszczał suszarkę po strzale do mnie.

Kurwa poważnie, jeśli kiedyś wybuchnie wojna to ja bym z miejsca wszystkich z drogówki wysłał do obsługi dział samobieżnych. Oni zawsze pierwsi strzał oddadzą. Idealnie się ziomuś ustawił, ukryty, a zarazem bez realnej przyjeby, że celowo ukryty.

Wyrok zapadał. To ile nowa pokuta? Dwie stufki? Turlam w jego stronę, wytracam prędkość. No trudno, dałem dupy. Patrzę na gościa. Widziałem jak spojrzał na wynik, jak zdecydowanie opuścił suszarkę, jak sięgną po lizaka.... i zamarł. Patrzył jak się zbliżam, ja patrzyłem na niego. Lizaka nie podnosił.
Kątem oka, z lewej strony, za nasypem zauważyłem dwie białe Hondy. Będąc już blisko ponownie się uprzejmie ukłoniłem. Tym razem  pan nie miał kasku z ciemną szybą, więc widziałem uśmiech, kiedy mi się ukłonił.

Pojechałem dalej.

środa, 6 maja 2015

nieMOTO - do księgarni wpuścili

Odwiedziłem dziś Korporacje Ha!Art w celu nabycia innych pozycji Ziemka Szczerka. Nie znalazłem, no ale przecież nie wyjdę z pustymi. Padło na pana Krasnowolskiego.Coś o emigracji. Może się dowiem czy coś straciłem, a może uniknąłem. Dopadłem i do kasy idę.
Pogadaliśmy chwilę z kolegą. Zeszło na Empik. Kolega rzucił, że od kiedy zamknęli Empik w rynku to są największą księgarnią w okolicy, a powiedział to takim roześmianym tonem, jak piłkarz, który przyszedł zagrać sobie w piłkę dla przyjemności i przypadkiem zajebał bramkę jakimś pro wymiataczom. Nawet się nie starał specjalnie, ło wyszło.
Pośmialiśmy, nabił pozycje, zniżkę jak zwykle dał. Zapłaciłem, pożegnałem się i już byłem skierowany do wyjścia, jak mnie tknęło.
- ej ziom, a masz jakąś siatkę? Padać zaraz będzie i byłoby smutno.
Typ się energicznie rozejrzał, jakby był w tym miejscu pierwszy raz.
- dam ci kopertę bąbelkową.
Co tez uczynił.
- ile mam dopłacić?
- nic.
- no ale w sklepie nawet za siatkę jednorazową się płaci, a to całkiem spora koperta.
- no nic.
- no słabo kapitalistyczne podejście macie.
Typ popatrzył mi się w twarz, bez słowa wziął książkę, dam głowę, pierwszą z brzegu, po czym wrzucił mi do koperty. Już.