czwartek, 8 grudnia 2016

nieMOTO - Lulka na diecie

Projekt odchudzania Lulki, wprowadzony jakieś 2 lata temu. Specjalna karma dla grubych psów, wymierzone racje, podawane regularnie. Efektów brak, natomiast mam pewne obserwacje, po wprowadzeniu restrykcji.
- Lulka wyjada kupy z kuwet. Kuwety zostają wyniesione na piętro, gdzie dostęp blokuje bramka.
- Nagły drastyczny wzrost potrzeby ciągłego sprzątania kuwet mówi nam o skali problemu. Przez chwile mnie korciło, żeby kuwety odnieść na dół. Życie byłoby prostsze.
- Koty nagle zaczęły dużo jeść. Śledztwo wykazało, że Lulka sięga do misek na parapecie i wyjada karmę. Zdarzały się takie sporadyczne przypadki wcześniej, natomiast wtedy znajdowaliśmy kocie miski zrzucone na podłogę. Lulka nauczyła się wyjadać karmę bez zrzucania misek. Proceder by trwał, gdyby Lulka nie zaczęła warczeć na koty, które podchodzą do JEJ misek z karmą
- kocie miski wyniesione na piętro
- niania zgłasza zażalenie. kwestia drugiego śniadania w postaci kanapki, którą niania ze sobą przywozi. okazuje się, że po naszym wyjściu do pracy zdarza się, że Lulka, pokojowo nastawiony pies, 'wywiera presję' na niani i zabiera jej kanapkę.
- szkolimy nianię z asertywności. podobno są na etapie dzielenia się kanapką
- drugi pies zaczyna chudnąć. dłuższa obserwacja pokazuje, że Tekilka nie lubi jeść wszystkiego na raz. Lubi sobie trochę zostawić na później. Wychodzi na to, że później już niczego nie ma
- przed wyjściem do pracy wynosimy miskę Tekili na półpiętro
- Nasza córka nigdy nie rzuca jedzenia na ziemię. nigdy. jestesmy tego pewni, bo nigdy żadnego jedzenia na ziemi nie znaleźliśmy
- awaryjny kurs do sklepu zoologicznego. zniknęły 3 kulki z ziarnem dla ptaków. jedno z psich kup na podwórku było z kawałkami torebki foliowej - mamy pewne podejrzenia

I czemu to wszystko napisałem? Otóż wczoraj wróciłem z pracy. Żona moja, wraz ze swoją mamą, postanowiły przebujać się na jakiś szoping, a że wróciłem, to mogły Młodą zostawić ze mną. Nadmienię, że dziewczyny zrobiły już zakupy spożywcze, a teraz waliły na polowanie do dyskontów czy innych pepco.
Zakupy zostały na stole.
Dziewczyny pojechały, a my z Młodą poszliśmy na górę, zająć się swoimi, jakże ważnymi sprawami. Budujemy półkę. Byliśmy zajęci, nie schodziliśmy na dół.
Dziewczyn nie było ponad godzinę. W międzyczasie skończyliśmy robić półkę, wykąpaliśmy się i zasiedliśmy przed TV, gotowi do spania.
Coś mnie tknęło. Lulka była dziwnie cicho-winna. Wszedłem do kuchni...
... i nic. zakupy leżą na stole nie tknięte. na ziemi czyściutko, żadnych podartych opakowań, nic. Widocznie mi się zdawało. No niby znalazłem woreczek z piekarni, pusty, ale był nie tknięty, leżał przy koszu na śmieci, uznałem, że tam był drożdżówka Młodej i po prostu nie wyrzucone celnie. Wróciłem do Młodej, oglądać Psi patrol.
Wróciły dziewczyny, trochę markotne, bo polowanie słabe, jakieś bzdety tylko. Rozpakowały się z betów, weszły do domu. Po chwili usłyszałem z kuchni pytanie żony:
- Miśku, a gdzie jest chleb?
I w tym momencie Lulka zniknęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz