Notka z 31.07.2014
Dwa pasy w każdą stronę, kreska zieleni na środku, barierki typu gilotyny. Przejście dla pieszych z sygnalizacją. W miejscu przejścia rozszerzenie do trzech pasów. Skrajnie lewy do nawroty i skrętu w lewo.
Na środkowym pasie auto czeka na czerwonym, prawy pas pusty, ja na lewym pasie do nawroty.
Zielone pieszych już miga ostrzegawczo. Para dziadków się wtacza od lewej strony. Czerwone pieszych już się pali, zielone aut już prawie, Dziadki minęły moją pozycje i już prawie mijają auto na środkowym.
Zielone aut w pełni, dziadki przekroczyły środkowy pas i wtaczają się na pas prawy.
Nawet go nie zauważyłem w lusterku. Mogę tylko powiedzieć, że motoryka odwrotnie proporcjonalna do wyobraźni. Dodatkowy perk refleksu wykupiony za cenę pomyślunku. Być może leciał prawym, być może leciał środkowym i przed sygnalizacją przeskoczył na prawy, żeby minąć tego frajera, który stoi przed przejściem, bankowo zupełnie bez powodu.
Leciał szybko. Tak szybko, że nie zdążyłem nawet w strachu odwrócić wzroku. Dziadki już były na tym pasie. Na jego pasie. Odbił w prawo, chyba z przytuleniem do krawężnika. Nie dam głowy, że nie uraczył ich lusterkiem. Świateł stopu nie zaobserwowałem. Ani w trakcie, ani później. Pojawił się i znikną równie szybko.
Dziadki się zatrzymały. W szoku chyba. Czas zwolnił, każde kolejne wydarzenie dzieję się w zwolnionym tempie. Dla mnie, dla postronnych, dla kierownika na środkowym, ale chyba nie dla dziadków.
Scena rodzajowa. Stoją bez ruchu, całą wieczność stoją. W końcu babcia odwraca głowę w kierunku, gdzie jakieś pół roku temu było auto, które prawie ich zmasakrowało. Patrzy gdzieś w dal za nim. Długo patrzy. Odwraca się do dziadka. Patrzy na dziadka. Długo patrzy. Odchyla się, bierze zamach. Praca bioder prawidłowa, bark odchylony, lekki ruch śródstopia. Najpierw poszło biodro ze stopą, idealnie zgrywając się z barkiem, przenosząc całą siłę ciała i ruchu w ten jeden punkt dłoni. Perfekcja. Widać lata praktyki.
Zapierdoliła dziadkowi takiego liścia w potylice, że aż mnie zabolało. Chuda szyja zamortyzowała. Jego jedyny włos zadrgał żałośnie. Ten włos był jedyną reakcją. Chyba widziałem w jego oczach niemą rozpacz. A może rezygnację?
Przeszli na drugą stronę, załapując się na drugie zielone pieszych.
Pojechałem dalej.
Dwa pasy w każdą stronę, kreska zieleni na środku, barierki typu gilotyny. Przejście dla pieszych z sygnalizacją. W miejscu przejścia rozszerzenie do trzech pasów. Skrajnie lewy do nawroty i skrętu w lewo.
Na środkowym pasie auto czeka na czerwonym, prawy pas pusty, ja na lewym pasie do nawroty.
Zielone pieszych już miga ostrzegawczo. Para dziadków się wtacza od lewej strony. Czerwone pieszych już się pali, zielone aut już prawie, Dziadki minęły moją pozycje i już prawie mijają auto na środkowym.
Zielone aut w pełni, dziadki przekroczyły środkowy pas i wtaczają się na pas prawy.
Nawet go nie zauważyłem w lusterku. Mogę tylko powiedzieć, że motoryka odwrotnie proporcjonalna do wyobraźni. Dodatkowy perk refleksu wykupiony za cenę pomyślunku. Być może leciał prawym, być może leciał środkowym i przed sygnalizacją przeskoczył na prawy, żeby minąć tego frajera, który stoi przed przejściem, bankowo zupełnie bez powodu.
Leciał szybko. Tak szybko, że nie zdążyłem nawet w strachu odwrócić wzroku. Dziadki już były na tym pasie. Na jego pasie. Odbił w prawo, chyba z przytuleniem do krawężnika. Nie dam głowy, że nie uraczył ich lusterkiem. Świateł stopu nie zaobserwowałem. Ani w trakcie, ani później. Pojawił się i znikną równie szybko.
Dziadki się zatrzymały. W szoku chyba. Czas zwolnił, każde kolejne wydarzenie dzieję się w zwolnionym tempie. Dla mnie, dla postronnych, dla kierownika na środkowym, ale chyba nie dla dziadków.
Scena rodzajowa. Stoją bez ruchu, całą wieczność stoją. W końcu babcia odwraca głowę w kierunku, gdzie jakieś pół roku temu było auto, które prawie ich zmasakrowało. Patrzy gdzieś w dal za nim. Długo patrzy. Odwraca się do dziadka. Patrzy na dziadka. Długo patrzy. Odchyla się, bierze zamach. Praca bioder prawidłowa, bark odchylony, lekki ruch śródstopia. Najpierw poszło biodro ze stopą, idealnie zgrywając się z barkiem, przenosząc całą siłę ciała i ruchu w ten jeden punkt dłoni. Perfekcja. Widać lata praktyki.
Zapierdoliła dziadkowi takiego liścia w potylice, że aż mnie zabolało. Chuda szyja zamortyzowała. Jego jedyny włos zadrgał żałośnie. Ten włos był jedyną reakcją. Chyba widziałem w jego oczach niemą rozpacz. A może rezygnację?
Przeszli na drugą stronę, załapując się na drugie zielone pieszych.
Pojechałem dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz