Notka z 31.12.2013
Poranne wstawanie ze świadomością, że ostatni dzień w roku do roboty bujnę się na moto, oczywiście jeśli pogoda pozwoli.
Ostatnie parę dni słoneczko dawało radośnie, temperatura była mocno na plusie, a drogi były suche. Naturalnie dziś rano się obudziłem we mgle i w minusowej temperaturze, ze szronem na drogach i ogólną chujnią.
Pozostał pociąg.
Czekam sobie grzecznie na peronie. Czapka na łbie, raczki zagrzane, bo szyby autka J były skrobane w ładnych rękawiczkach, które przyniósł Mikołaj. Nie ma tragedii. Pociąg zajechał, zapakowałem się do środka.
Wchodzę do przedziału. Nad wyraz dużo ludzi. Już na wejściu widzę po prawej dwóch kozaków. Czapki z prostymi daszkami, bluzy z kapturem, ziomale pierwsza klasa. Do tego 2 browary i kaprawe, zapite dniem wczorajszym oczka. Minąłem i zasiadłem sobie dalej, koło jakiegoś gościa, po drugiej stronie mając śpiącą parkę. Wyjąłem knigę i oddałem się lekturze...
Nie wiem ile już jechaliśmy. Będzie jakieś 10-15minut. Parę stacji już minęliśmy, ale nikt nie dosiadał. Siedziałem zaczytany, kiedy nagle wydarzyła się sytuacja, która wstrząsnęła mną do głębi.
Kątem oka dostrzegam ruch. Jeden z podpitych kozaków (nad wyraz wielkie bydle, tak pod 2m) nagle się zrywa, wypada z przedziale, zamyka za sobą drzwi, blokuje je swoim ciałem i cieszy pijaną mordę przez okienko, obserwując innych pasażerów. Pijany zjeb, nic dodać nic ująć. Czytam dalej...
... jak nagle zaczęło jebać....
Zgniłe jajka, tygodniowy zdechły kot, woda kolońska kolegi z pracy, Rzuq w czasach świetności i bicia rekordów w ilości zjedzonych super ostrych kebabów... nic się nawet do tego nie zbliżało. Ten ktoś musiał zjeść coś żywego, co w trakcie jedzenia srało, potem mu w bebechach umarło i pewnie było skunksem. No smród był niewyobrażalny, a zjeb dalej drzwi blokował i mordę cieszył. Zwykle ludzie zachowują te smutne, kamienne twarze, ale teraz było widać (ku uciesze zjeba) do kogo fala uderzeniowa dotarła.
Pozakrywaliśmy twarze, okna pootwieraliśmy, jakoś trochę wywietrzało. Dojechaliśmy do końca zdrowi fizycznie i skrzywdzeni psychicznie.
Przez resztę trasy zjeb już do przedziału nie wrócił, choć kolega do niego krzyczał, że już można.
Urocze zakończenie 2013.
Poranne wstawanie ze świadomością, że ostatni dzień w roku do roboty bujnę się na moto, oczywiście jeśli pogoda pozwoli.
Ostatnie parę dni słoneczko dawało radośnie, temperatura była mocno na plusie, a drogi były suche. Naturalnie dziś rano się obudziłem we mgle i w minusowej temperaturze, ze szronem na drogach i ogólną chujnią.
Pozostał pociąg.
Czekam sobie grzecznie na peronie. Czapka na łbie, raczki zagrzane, bo szyby autka J były skrobane w ładnych rękawiczkach, które przyniósł Mikołaj. Nie ma tragedii. Pociąg zajechał, zapakowałem się do środka.
Wchodzę do przedziału. Nad wyraz dużo ludzi. Już na wejściu widzę po prawej dwóch kozaków. Czapki z prostymi daszkami, bluzy z kapturem, ziomale pierwsza klasa. Do tego 2 browary i kaprawe, zapite dniem wczorajszym oczka. Minąłem i zasiadłem sobie dalej, koło jakiegoś gościa, po drugiej stronie mając śpiącą parkę. Wyjąłem knigę i oddałem się lekturze...
Nie wiem ile już jechaliśmy. Będzie jakieś 10-15minut. Parę stacji już minęliśmy, ale nikt nie dosiadał. Siedziałem zaczytany, kiedy nagle wydarzyła się sytuacja, która wstrząsnęła mną do głębi.
Kątem oka dostrzegam ruch. Jeden z podpitych kozaków (nad wyraz wielkie bydle, tak pod 2m) nagle się zrywa, wypada z przedziale, zamyka za sobą drzwi, blokuje je swoim ciałem i cieszy pijaną mordę przez okienko, obserwując innych pasażerów. Pijany zjeb, nic dodać nic ująć. Czytam dalej...
... jak nagle zaczęło jebać....
Zgniłe jajka, tygodniowy zdechły kot, woda kolońska kolegi z pracy, Rzuq w czasach świetności i bicia rekordów w ilości zjedzonych super ostrych kebabów... nic się nawet do tego nie zbliżało. Ten ktoś musiał zjeść coś żywego, co w trakcie jedzenia srało, potem mu w bebechach umarło i pewnie było skunksem. No smród był niewyobrażalny, a zjeb dalej drzwi blokował i mordę cieszył. Zwykle ludzie zachowują te smutne, kamienne twarze, ale teraz było widać (ku uciesze zjeba) do kogo fala uderzeniowa dotarła.
Pozakrywaliśmy twarze, okna pootwieraliśmy, jakoś trochę wywietrzało. Dojechaliśmy do końca zdrowi fizycznie i skrzywdzeni psychicznie.
Przez resztę trasy zjeb już do przedziału nie wrócił, choć kolega do niego krzyczał, że już można.
Urocze zakończenie 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz