W sumie bez rewelacji i chamsko, ale na swój dziecinnie-męski sposób jestem dumny.
Piątek, zbieram się do wyjścia z pracy, jeszcze tylko szczynę puścić.
Wbijam do kibla, korpo klasyk, kabiny przedzielone cienkim plastikiem. Wszystko słychać.
Szczam, gość w kabinie obok napierdala przez telefon bez opamiętania. Ja szczam, on gada, jest piątek.
Spiąłem się w sobie, wytworzyłem nadciśnienie. Pozbierałem i z delikatnym ryzykiem kleksa walnąłem kilkusekundowego pierda ze zmienną tonacją. Aż się szyby zatrzęsły.
W kabinie obok zapadła cisza. Przeciągała się... wreszcie głos do słuchawki:
- nie, nic takiego.
Z fabryki wyszedłem w łikendzik w poczuciu spełnionego obowiązku.
Piątek, zbieram się do wyjścia z pracy, jeszcze tylko szczynę puścić.
Wbijam do kibla, korpo klasyk, kabiny przedzielone cienkim plastikiem. Wszystko słychać.
Szczam, gość w kabinie obok napierdala przez telefon bez opamiętania. Ja szczam, on gada, jest piątek.
Spiąłem się w sobie, wytworzyłem nadciśnienie. Pozbierałem i z delikatnym ryzykiem kleksa walnąłem kilkusekundowego pierda ze zmienną tonacją. Aż się szyby zatrzęsły.
W kabinie obok zapadła cisza. Przeciągała się... wreszcie głos do słuchawki:
- nie, nic takiego.
Z fabryki wyszedłem w łikendzik w poczuciu spełnionego obowiązku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz