sobota, 13 grudnia 2014

nieMOTO - Pizza bez rewelacji

Trzebinia.
Idę jakimś zadupiem strasznym. Jak do tego doszło?
Bardzo prosto. Auto się wzięło i zjebało, a sprawdzony magik w Trzebini rezyduje. Wyszło, że zajmie mu ze dwie godziny. Siedzieć mi się tam nie chciało. W świat ruszyłem.

Jakieś pół godzinki marszu i jestem w samym centrum Trzebini. Piękny rynek, zero ludzi, jest dobrze. Ruchy swoje kieruje do słynnego baru "nie Prosiaczek, nie Tygrysek, a już na pewno nie Kłapouchy".
Przed wejściem lekka zwieszka. Zdałem sobie sprawę, że jestem słabo wyjściowy. Rano drewno rąbałem, z psami się szwendałem, a teraz stoję przed wejściem w upierdolonym dresie. Co ludzie powiedzą. Zwieszka trwała krótką chwilę, bo sobie przypomniałem, że chuj mnie obchodzi co ludzie powiedzą.
Wszedłem.
I się kurwa nie wyróżniłem.

W menu na bogato. Jest pizza, jest kebab. Dylemat miałem straszny, póki nie znalazłem pizzy kebab. Teraz już tylko kwestia zamówienia.
[Ja]: dzień dobry. pizze kebab poproszę średnią.
[Miła Pani]: średnią, czyli małą?
[J]: Nie małą, tylko średnią.
[MP]: My nie mamy małych. Średnia, duża i mega.

Pani kochana.... no proszę... prosz... ja miastowy. Mnie trzeba nasmarować przed wyruchaniem. Takie marne zagrywki z nazewnictwem to ja czytam między.

[J]: To środkową.
[MP]: Na wynos?
[J]: Na miejscu.

Teraz, jak o tym myślę, to jej zdziwienie mieszane z niedowierzaniem powinno mi powiedzieć, że chyba jednak nie do końca rozumiem reguły tej gry.

Pani zamówienie przyjęła. Czekam i chłonę folklor. To znaczy chciałem chłonąć, bo okazało się, że jest normalnie i bez patologii. Jakaś rodzinka, czy dwie, kilku w dresach jak ja, jeden najebany ziom, który chyba zapomniał co zamówił, bo próbował brać wszystko co wydawali. Bez rewelacji.

Pizza Kebab!
Podszedłem, popatrzyłem i dałem radę powiedzieć jedynie krótkie "oj".
Pizza była szeroka jak opona do Stara, gruba jak bochenek chleba. Z pół dorodnej kozy dało na to coś swoje mięso. Serem zajebane po same brzegi. Na to jeszcze pomidor i kiszony ogórek. Czekałem tylko jak mi Miła Pani życzy powodzenia. Nie życzyła.

Zaniosłem to bydle do stolika i rozpocząłem nierówny bój.
Pierwszy kawałek wszedł jak złoto. W smaku była idealnie paskudna. A idealnie, bo taki syf się idealnie wpieprza na najebce o 4 rano.
Drugi kawałek zmęczyłem. Przy trzecim zacząłem oszukiwać. Wybrałem najmniejszy i na pograniczu utraty przytomności w siebie wepchnąłem.
Ten trzeci był bardzo ważny. Dwa kawałki to ledwie ćwiartka pizzy, a trzy kawałki to już prawie połowa. Dodatkowo ten trzeci kawałek dodał mi trochę godności i nawet patrzyłem Miłej Pani w twarz, kiedy żebrałem o zapakowanie na wynos.

Będę miał obiad do pracy na cały tydzień.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz