poniedziałek, 20 października 2014

ARCHIWUM - MOTO - Droga do pracy vol.1

Notka z 14.08.2014

7:20 rano.
Witam się z ziomkiem na stacji paliw. Jest czwartkowy poranek. W drodze do pracy.
Słowo o ziomku, bo to w sumie ciekawa akcja.
Do pracy latam na moto dzień w dzień. Moje tempo nie należy do wolnych. Raczej dynamicznie, ale to nie o prędkość chodzi, tylko właśnie o dynamikę. Sprawne wyprzedzanie, zachowanie w korku, slalom między lusterkami. Te klimaty. Lubię to i idzie mi to całkiem nieźle, głównie dlatego, że poza umiejętnościami przejąłem też od nauczycieli zamiłowanie do takiego stylu jazdy. Potoczna nazwa tego stylu jazdy to Tetris.
Efekt jest taki, że w drodze do pracy mijam czasem motocykle i mijam je trochę jak elementy krajobrazu.
Jeden wyjątek. Żółty FZ1. Golas z kufrem. To moto lata w korku bardzo podobnie do mnie. Czasem się trafialiśmy i krótki moment lecieliśmy razem. Wspólny tetris, zrozumienie z obcym. Ot, miła odmiana w szarej codzienności.
Jakiś czas temu trafiliśmy na siebie w świecie wirtualnym. Lokalne forum motocyklowe. Temat w stylu 'kogo dziś widziałem'. Od słowa do słowa postanowiliśmy umówić się na krótki przelocik przed pracą.
Stoimy zatem na tej stacji paliw i kminimy którędy pojechać do pracy. Oczywiście klasycznie, tradycyjnie, standardowo postanowione, że delikatnie, bez spiny, spokojnie, lekki wspólny przejazd. Akurat.
Zaczęliśmy delikatnie. Uczyliśmy się nawzajem swojego sposobu jazdy. Poszło bardzo szybko, bo pewne optymalne zachowania są utarte. Niektórzy dochodzą do nich po latach doświadczeń. Nie wiem jak ziomuś do tego doszedł, ja farciarsko dostałem je w pakiecie od kolegów.
Trochę pokręciliśmy się po obrzeżasz Krakowa, jakaś ostrzejsza pyta po obwodnicy, jakiś drobny przypał, słowem dobry przelocik. Nastrój był świetny, klimat bardzo dobry. Nadal udawało mi się trzymać zimną krew.
Przełom nastąpił na jednym ślimaku przy obwodnicy. Gdzieś niedaleko Łagiewnik. Znajomi pokazali jedno miejsce, gdzie można się pokręcić po ślimakach. Dawno nie byłem i zapomniałem, że przy zewnętrznym pasie jest jeden tor jazdy, który sprawia, że zalicza się kolejno studzienki kanalizacyjne. Pierwsza była spoko, druga też. Trzecia była głębiej zatopiona w asfalcie. Wpadłem w dziurę i wytelepało mi zdrowo kierę.
W tym momencie nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło. Klik w bani. Odkręciłem i w pełni świadomie wymierzyłem w trzy kolejne studzienki, mając radochę jak mi moto targało w złożeniu.
Potem już było tylko lepiej/gorzej. W zależności jak na to spojrzeć. Pyta przez Kraków okrutna. Piana z mordy, adrenalina, zabawa. Licząc od tego ślimaka zdrowy rozsądek wrócił przy rondzie koło M1. Zatrzymałem się na światłach. Trochę mi głupio było przed sobą i nowym kolegą. Kompletnie nieodpowiedzialne, durne zachowanie. Pewnie zaraz mi powie, że jestem pojebany i więcej ze mną jeździć nie będzie. Dojechał do mnie, zatrzymał się obok na światłach, odwrócił się do mnie, otworzył szybę i krzykną
- kurwa mać! tego mi brakowało!
Dobrało się dwóch statecznych panów po trzydziestce. Szkoda gadać.
Uznaliśmy, że musimy się zatrzymać, bo tendencja zabawowo-wzrostowa w takiej chwili może się skończyć dzwonem.
Zajechaliśmy na Bora. Dałbym głowę, że obsługa na nas dziwnie patrzyła. Zwykle Nocne Czwartkowe zaczyna się koło 20-21, a nie o 8 rano, a tu dwóch pojebów zsiada z moto, mordy bananowe, przekrzykują się nawzajem, coś sobie pokazują, śmieją się. Jak dzieci. Przetrzymane dzieci.
Jakieś piciu, jakiś batonik, jeszcze pogaducha krótka i trzeba jechać do roboty. Rozstaliśmy się w doskonałych humorach. Trzeba będzie powtórzyć, ale to dopiero jak znów tak wypości.
Dobry start w dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz