czwartek, 16 października 2014

ARCHIWUM - MOTO - Opuszczona garda

Notka z 14.10.2013

Poniedziałek. Jedyna dobra rzecz w poniedziałku, to fakt, że do pracy spycam na moto.
Żebrak się zapalił przy 170km przejechanych, co w oparciu o nabytą wiedze mi już mówi, że mamy tu do czynienia ze zużyciem rzędu 6,7l/100km. Spoko. Jest zimno, więcej pali, a nawet jak nie jest zimno to katuje, żeby mieć na zimę.
Lecę do roboty, tankowanie na trasie zaplanowane. Dolatuje już Józefa, do mojego Orlenu, jeszcze może trochę ponad kilometr. Zamyślony, nieświadomy, że garde opuszczam.... niby skupiony na tym co się na drodze dzieje, ale analiza sytuacji słaba. Za późno wyczaiłem, że się autobus zatrzymał po lewej, za późno zdałem sobie sprawę co niesie ze sobą zatrzymanie autobusu. W sumie hamowanie zacząłem zanim się ludzie pojawili zza dupy autobusu. Nie wiedziałem czy będą iść, ale wiedziałem, że jeśli wylezą ślepe na drogę to nic nie będę mógł zrobić, więc klamkowałem już wcześniej. 
Wyszli, a jakże. Trzech. Dwóch się rozejrzało i zatrzymało, ostatni sprawę załatwił koncertowo. Wleciał na szybkiego, zatrzymał się dokładnie na mojej trasie, tam mnie zobaczył i tam mnie oczekiwał. W sumie już bylem w trakcie hamowania, już się moto dobrze ułożyło, więc tylko mocniej docisnąłem hample. Problem z tym, że tam często korek, więc droga pofałdowana. Nie musiałem długo czekać. Oba koła poszły w blokadę i zaczął się radosny pisk i zostawianie papci na asfalcie. Zatrzymałem się przed pasami. Nawet całkiem sporo, bo jakieś 2-3m. Przeszli przez jezdnie patrząc się na mnie. Smrodu gumy nie czułem.
Niby nic się nie stało, ale zły na siebie, że wcześniej nie pomyślałem. Normalnie bym lekko odpuścił gaz i cała sytuacja by się skończyła dynamicznym, ale w miarę normalnym hamowaniem. A tak był pisk i darcie papci. Eh, fuszera.

Za to druga akcja...
Wpadam do firmy. Idę korytarzem i widzę z daleka, że ktoś wsiada do windy i pewnie zaraz drzwi się zamkną. Nie chce mi się czekać na windę, więc przyspieszyłem i do windy wpadłem trochę szybko i gwałtownie.
Na grzbiecie skóra, w ręku kask, cały ujebany w muszkach (dawno nie padało), do tego wpadłem ostro do środka... stoi taka wkomponowana w ścianę, patrzy na mnie taka... struchlała.
I nie wiem czemu, ale naraz sobie pomyślałem, że w tej jej bani jest obecnie wizja brutala w skórach, który ją w tej windzie bierze silą... ona taka biedna, bezbronna, on brutal...
Tak stoję i się bezczelnie na nią patrze, ona się patrzy na mnie... nic nie mówię... ona ciągle taka niby zestrachana i.... zaczyna przygryzać wargę:) No myślałem, że tam parsknę śmiechem. Wytrzymałem do końca, winda się zatrzymała, z uśmiechem się pożegnałem i polazłem. 
Już sam nie wiem, czy to te baby są takie głupie czy mi durnoty w głowie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz