poniedziałek, 20 października 2014

ARCHIWUM - nieMOTO - Słodko-gorzki

Notka z 04.08.2014

Rundka po mieście zaliczona. A to chleb kup, a to kup mi maszynki, bo King Kong. a to załatw to, załatw tamto. No spoko. W godzinkę się uwinąłem. Na powrocie jeszcze o Buczka zahaczyć chciałem, co by jeden orkiszowy nabyć.
Na wejściu zaczepił mnie On. Podszedł blisko, tak blisko, że wkroczyłem w bańkę jego ekosystemu. Gama zapachów zachwiała mną mentalnie i fizycznie.
- szefuniu, prośba... nie, nie chce kasy. jeść coś mi kup...
Energicznie wyminąłem i na wdechu wpadłem do środka. Minę miałem z serii 'ja pierdole...'. Rozpoznał chyba, bo rzucił mi w plecy 'przepraszam'.

To 'przepraszam' wkurwiło mnie bardzo mocno. Zastanowiłem się chwile. Przebiłem się przez swoje wewnętrzne usprawiedliwiające systemy ochronne i wyszło mi, że dużo łatwiej by mi było go zignorować, gdyby do pijaństwa dorzucił chamstwo. Ewentualnie jak już przeprasza, to cynicznie, a nie z taką beznadzieją w głosie.... dupek. Przez niego źle się poczułem.

Stoję, czekam. Klima robi, chłodno, przyjemnie. Pani uśmiechnięta pyta co dla mnie. Biorę więc sztukę orkiszowego, tylko pakowany po połowie, bo cały niewygodnie się w tank-bagu wiezie. Druga pani nawołuje kogoś po kawę. Zabawne, bo poza mną w piekarni tylko jakaś para. Oficjalnie tak, wychodzi na to.
Rzuciłem mimochodem na tą wywoływaną parę. Jakim cudem nie wpadli na to, że zamówiona kawa jest właśnie dla nich. Okazało się, że to matka z synem. Wróć. Mama z synem. Chłopak na oko 25-30 lat. Mama pewnie z dwie dychy lepiej. Coś w gestach tego chłopaka wskazywało, że jest cofnięty. Coś w gestach mamy wskazywało, że kocha go takim jaki jest. Plastry na nogach chłopaka i kule obok sugerowały, że i z ciałem nie jest kolorowo. Gdybym miał zgadywać, to strzeliłbym w to samo schorzenie, co miał Flynn z Breaking Bad.
Mama zerwała się po kawę.
Wróciłem do przyjemnej obserwacji jaką jest patrzenie na krojenie chleba.
- synku, ile dziś słodzisz? synku? synku?
- SIEDEM!
Aż mną telepnęło, bo siedział zaraz za mną i wyszło na to, że z głosem problemów nie ma.
- tylko... nie...nie... mie..szaj. Nie lubię ss..łodkiej.
Suchar. A rozbawił.

- czy coś jeszcze dla pana?
- pączek.... i jeszcze niech mi pani da trzy bułki. Bułki mi proszę oddzielnie spakować.

Wylazłem z Buczka jako lepszy człowiek, gotowy naprawiać świat, zaczynając od dania trzech bułek pijakowi. Co mi tam. Ostatnio modna jest pomoc, a farbę z bolidu jakoś się zmyje... zresztą, przezornie wyjebałem paragon, co by nikt nie zeskanował i mnie potem nie brał szantażem.
Pijaczka nie było.
No stał tu dopiero co. Zacząłem się rozglądać. Wypatrzyłem go kawałek dalej. Siedział na murku w cieniu. Zmarnowany życiem. Podszedłem z tymi moimi zbawczymi bułkami.
- ej stary, to ty mnie przed chwilą prosiłeś o coś do jedzenia?
- tak tak, to ja byłem.
- trzymaj kilka bułek.
- dzięki stary, naprawdę dzięki.

Podwinąłem swoja pelerynę i oddaliłem się ku zachodzącemu słońcu, lekkim krokiem, w poczuciu spełnionego dobrego uczynku. Tak.

Sto metrów dalej wpadłem na tego gościa, który mnie zaczepiał pod sklepem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz