poniedziałek, 13 października 2014

ARCHIWUM - nieMOTO - Podryw w PKP

Notka z 21.03.2013


Wczoraj wyjątkowo późno wracało się mnie do domu. Pociąg dopiero o 18.30. Akurat tak nam się przedłużyło spotkanie, że idealnie dolazłem na dworzec pomiędzy dwoma pociągami.
Łażę po peronie znudzony, bo nie lubię stać na peronie, lubię sobie po nim powolutku spacerować. Z reguły jadę po prostu pełne kółeczko.
Z początku JEJ nie zauważyłem, bo książkę czytałem. Siłą rzeczy przy którymś 'okrążeniu' rzuciła mi się w oczy.
Młoda, na oko 30'tka, ciemne rude, średniej długości włosy. Ubiór klasycznej karpo-bicz. Żakiet, białą koszula, te klimaty. Patrzyła na mnie, uśmiechając się...
 
Ciężko to w sumie można było nazwać uśmiechem. Jej się chyba wydawało, że jest to zalotny uśmiech, ale chyba powinna w słowniku sprawdzić pojęcie obleśny.

Sprawę olałem i wróciłem do prawie ciekawej powieści o ratowaniu Kennediego. Pociąg nadjechał.
Wsiadam, obczajam dobre miejsce, włażę i zanim siądę na dupę to ściągam kurtkę. Nagle słyszę za sobą jakieś ni to sapanie, ni to śmiech, taki dziwny dźwięk jaki niektórzy ludzie wydają na widok czegoś smakowitego. Odwracam się. Ta laska, zaraz za mną, patrzy mi się na dupę i oblizuje jak pies na widok kiełbasy. Lekko skonsternowany siadłem, ona usiadła na przeciw mnie. Ciągle się na mnie patrzy i 'lubieżnie' uśmiecha, tak już na bezczela.
 
W związku z tym postanowiłem się trochę przyjrzeć tej 'korpo-bicz'. O ile z daleka można jej było dać mocne 6, to z bliska zaczynała niebezpiecznie oscylować na wynikach ujemnych. Laska nie była gruba, tylko spasiona. Biała koszula, która miała opinać ciało i eksponować piersi, zamiast tego eksponowała jedną, pokaźną oponę. Z bliska laska miała coś z buzią, sposób jej mimiki sugerował lekki niedorozwój, coś tam było cholernie nie tak.
Ciągle przekonana o swojej zajebistości i doskonale prowadzonej rozgrywce, ciągle z uśmiechem się na mnie patrząc, wyjęła sobie całą czekoladę i połamała ją na małe kawałeczki. Wyjęła też książkę. Delikatnie, w bardzo kobiecy sposób przytrzymała sobie książkę jedną ręką, drugą natomiast zaczęła częstować się czekoladą. Wpierdoliła całą, dając przy tym odgłosy jak prosiak żrący cegłę z przestawiona żuchwą.

Po wchłonięciu czekolady, patrząc na mnie lubieżnie, zaczęła oblizywać 'zmysłowo' palce i potem wycierać je w spodnie. Nie wiem jak wyglądam zaraz przed rzyganiem, ale bankowo właśnie tak. Nie dałem rady dłużej ani czytać książki, ani tam siedzieć. Spierdoliłem i resztę podróży spędziłem przy wyjściu, koło konduktora, przerażony jak mały ministrant, na którego właśnie próbował masturbować się ksiądz.


Nie wiem czy moja psychika się podniesie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz